Większość ankietowanych w badaniu IBRiS nie zgadza się z premierem, że Zjednoczona Prawica to „płatni zdrajcy, pachołki Rosji”.
Donald Tusk
„Płatni zdrajcy, pachołki Rosji. Nazwa Zjednoczona Prawica może być dokładnie tak odczytana. Od wielu, wielu lat (…) działa tu, w Polsce, pod wpływem rosyjskich interesów” – tak w miniony czwartek Donald Tusk zwrócił się w Sejmie do posłów PiS, przywołując słowa Leszka Moczulskiego, który 30 lat temu tak rozszyfrowywał skrót PZPR. Zapytaliśmy Polaków, czy zgadzają się ze słowami premiera.
Badanie IBRiS pokazuje, że opinię szefa rządu podziela jedynie 29,8 proc. ankietowanych, a aż 60 proc. się z nim nie zgadza. 9,8 proc. pytanych nie ma zdania.
78 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej ocenia PiS jako ugrupowanie działające na rzecz Rosji
Opinię szefa rządu podziela 78 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej, ale 18 proc. jej elektoratu nie zgadza się z szefem partii. Lewica jest zgodniejsza, bo aż 58 proc. jej elektoratu ocenia PiS jako ugrupowanie działające na rzecz Rosji, a 29 proc. ma odmienne zdanie.
Wśród wyborców Trzeciej Drogi z premierem zgadza się 13 proc., a 71 proc. nie. Tezę Tuska zdecydowanie odrzucają wyborcy Konfederacji (86 proc.) oraz oczywiście PiS – 99 proc.
– Większość sondażowanych wykazuje przytomność umysłu, nie podchwytując retoryki, że PiS to rosyjska agentura – komentuje prof. Antoni Dudek, politolog z UKSW.
Badacz zauważa, że 29,8 proc. ogółu badanych, którzy uważają PiS za „płatnych zdrajców, pachołków Rosji”, pokrywa się z elektoratem KO w wyborach parlamentarnych
Badacz zauważa, że 29,8 proc. ogółu badanych, którzy uważają PiS za „płatnych zdrajców, pachołków Rosji”, pokrywa się z elektoratem KO w wyborach parlamentarnych. Na formację premiera Tuska 15 października głos oddało 30,7 proc. Polaków. – Cała reszta zdaje sobie sprawę z tego, że przypisywanie PiS rosyjskiej agenturalności jest absurdalne. Wcześniej to Kaczyński robił z Tuska rosyjskiego agenta. Ale ani PO, ani PiS to nie są partie rosyjskie – komentuje ekspert.
Tymczasem rząd chce powołania komisji ds. zbadania wpływów Rosji i Białorusi na polską politykę.
– Mamy kilka wariantów, na pewno chcemy wyeliminować wszystkie niekonstytucyjności z tego rozwiązania legislacyjnego (…) to nie może być niekonstytucyjne, to nie może być naraz prokuraturą, sądem i komisją ekspercką. Mamy gotowe rozwiązanie, chcemy, żeby Rada Ministrów tym się zajęła 21 maja – powiedział we wtorek Tomasz Siemoniak, nowy szef MSWiA, w Polskim Radiu.
Minister dodał, że komisja „będzie się składała z ekspertów, żadnych politycznych funkcjonariuszy, będzie działała pod nadzorem przy ministrze sprawiedliwości”.
Prof. Sławomir Cenckiewicz zgadza się z premierem
W sprawie komisji z premierem zgadza się prof. Sławomir Cenckiewicz, szef działającej za poprzednich rządów komisji ds. wpływów Rosji w Polsce, zwanej „lex Tusk”.
Cenckiewicz, odpowiadając w mediach społecznościowych na wpis marszałka Sejmu Szymona Hołowni, który nie jest entuzjastą powołania komisji, podkreślił, że z uwagi na ręczne sterowanie służbami specjalnymi przez polityków nie są one często zdolne do badania i wskazania obcych wpływów.
„Kraje o wyższej kulturze kontrwywiadu i sprawnych służbach jak Francja, Kanada i inne powołały swoje komisje badające wpływy rosyjskie” – stwierdził historyk.
Z Cenckiewiczem nie zgadza się jednak prof. Dudek. – Pomysł reaktywowania upiora jest groteskowy. Poza tym ludzie nie wierzą w komisje, które politycznie mają być dobre na wszystko, ale z ich prac nic nie wynika – mówi politolog i dodaje, że lepsze od powoływania kolejnej komisji byłoby uzdrowienie struktur państwa.
– Ilu jest jeszcze sędziów, którzy składają takie oświadczenia majątkowe jak Tomasz Szmydt? Z jego oświadczenia wynika, że nic nie ma, poza długami, a to idealny sędzia do przekupienia. Jakie mechanizmy korporacje sędziowskie zamierzają wprowadzić, żeby zapobiec mechanizmom korupcjogennym? – pyta politolog, podkreślając, że z powołania komisji nic, poza „polityczną histerią”, dobrego nie będzie.