Emocji anty-PiS w kampanii samorządowej nie ma – mówi Mateusz Sabat, szef firmy Big Data 4 Leaders.
Czy gdy analizuje pan dane dotyczące kampanii samorządowej, to widzi pan w sieci zainteresowanie podobne jak w 2023 roku?
Nie, to są zupełnie inne wybory. 15 października to było „danie główne”. Wszystkie emocje, partie i kandydaci skumulowali się właśnie w ten dzień. Wszyscy liderzy o tym mówili. Była silna polaryzacja między głównymi partiami, dodatkowo Trzecia Droga i Konfederacja miały ofertę dla osób tą polaryzacją zmęczonych.
W tych wyborach jest inaczej. Nie ma takiego długiego preludium, jak przed wyborami do Sejmu w ubiegłym roku. Zależnie od miasta może być różnie, ale patrząc na wybory samorządowe z lotu ptaka, można powiedzieć, że nie było długiej prekampanii. W zasadzie dopiero od dwóch czy trzech tygodni ruszyła taka pełnowymiarowa kampania wyborcza. Widzimy to teraz w internecie czy na ulicach.
Co najbardziej przyciąga uwagę?
Oczywiście w zależności od regionu czy miasta te sprawy są różne. W większości kampanii przebijają się tematy dotyczące poprawy infrastruktury czy terenów zielonych – na które zaczęliśmy bardziej zwracać uwagę w trakcie pandemii. To są też kwestie związane z lepszą jakością zarządzania miastami. W niektórych mieszkańcy zaczęli się baczniej przyglądać temu, jak różne działania – np. remonty – są organizowane, czy są realizowane w terminie, czy też nie. Na przykład w Warszawie są istotne budowy i remonty, które przed końcem kadencji nie będą zakończone. Zwykle samorządowcy próbowali „dowieźć” takie duże inwestycje przed kolejnymi wyborami. W tej kadencji z wielu powodów to się nie udało i będzie to przedmiotem ich krytyki w czasie kampanii.
Ogólnokrajowo nie ma jednej narracji ani PiS, ani rządzącej koalicji. Dla tej ostatniej przed 15 października 2023 roku ogólny temat był znany – czyli odsunięcie PiS od władzy.
Jest próba powrotu do tego tematu. Liderzy – zwłaszcza KO – mówią, że trzeba zablokować PiS w samorządzie. Wydaje się, że tej emocji jednak nie ma. Po pierwsze dlatego, że tego w PiS nie widać. Wielu kandydatów partii Kaczyńskiego skryło się za lokalnymi komitetami. Nie przyznają się do końca – z różnych przyczyn – że są z PiS. Przeciętny wyborca nie widzi więc tego zagrożenia.
A taktyka Lewicy, by stawiać na aborcję?
Rzeczywiście, pojawiła się taka emocja na poziomie ogólnokrajowym. Czy to będzie miało znaczenie dla decyzji, kto będzie wójtem, burmistrzem prezydentem – wątpię. Jeśli chodzi o wyniki sejmikowe, powiatowe itd., szyld partyjny być może ma większe znaczenie dla kandydatów Lewicy, bo tam ogólnie trudniej się wyróżnić pojedynczym kandydatom w tej całej masie komitetów.