Mieszkańcy Walercina na Mazowszu walczą z wysypiskiem śmieci w samym sercu wsi. Według informacji money.pl przedsiębiorca magazynuje tam odpady komunalne z kilku podwarszawskich miejscowości. – Strach jest na tych łąkach dzisiaj nawet krowy paść. Najadłyby się tych śmieci, tego plastiku, który leży wszędzie i by pozdychały – mówi jeden z mieszkańców. Służby nie mogą nic zrobić, na działalność zgodę wydał miński starosta.
/ALEKSEY FILIPPOV /AFP
Mieszkańcy wsi Walercin, leżącej niecałe 14 km od Mińska Mazowieckiego, mają już dość smrodu dochodzącego z wysypiska. – Musiałem wywieźć pszczoły. Bałem się o nie. Kiedy wychodzi się z domu w bezwietrzne dni, smród z wysypiska jest tak wielki, że rwie na wymioty – powiedział money.pl jeden z mieszkańców, którego posesja graniczy zaledwie 15 metrów od terenu wysypiska.
Mieszkańcy mają dość wysypiska. „Jest czarno od much”
Wysypisko odpadów komunalnych ulokowane jest w samym środku niewielkiej, liczącej zaledwie 123 mieszkańców, wsi. – Kiedy robi się trochę cieplej, robi się tu aż czarno od much. Nie można się od nich opędzić, nie mówiąc już o nieznośnym odorze, od którego aż mdli – opowiada inny z mieszkańców, którego od składowiska dzieli kilkadziesiąt metrów.
Reklama
Mieszkańców, którzy cierpią przez składowanie cuchnących odpadów, jest więcej. – Strach jest na tych łąkach dzisiaj nawet krowy paść. Najadłyby się tych śmieci, tego plastiku, który leży wszędzie i by pozdychały – dodaje kolejny.
Niektórzy zdążyli się już wyprowadzić z wsi, mimo że mają tam nawet kilka hektarów ziemi do uprawy, przez co od kilku lat leży ona odłogiem. Wszystko przez to, ponieważ – jak twierdzą – „ziemia nie nadaje się pod żadne uprawy z powodu bezpośredniego sąsiedztwa wysypiska śmieci”.
Kontrole i skargi na wysypisko nic nie dają
Wszystko zaczęło się dwa lata temu, kiedy właściciel działki zaczął sprowadzać duże ilości odpadów komunalnych, budowlanych, drogowych i innych – podaje money.pl. Według relacji mieszkańców od tego czasu pojawiła się plaga gryzoni i szkodników.
Nic nie dała zarówno rozmowa z właścicielem składowiska, jak i pisma, petycje oraz skargi wysyłane do urzędów, służb i sądów. Urzędnicy twierdzą, że przedsiębiorca działa legalnie, ponieważ ma wszystkie zezwolenia, a mieszkańcy odbijają piłeczkę, że do każdej kontroli miał czas się przygotować – chodzi m.in. o kontrole przeprowadzone przez Wojewódzką Inspekcję Ochrony Środowiska (WIOŚ).
Sołtys wsi mówi wprost, że wysypisko to dla całej wsi ujma. – Mamy ekologiczne gospodarstwa, każdy dba o swoją ziemię najlepiej jak umie. To wysypisko to dla nas ujma. Nie życzymy sobie tych rozkładających się śmieci w samym środku wsi – powiedział portalowi.
Kto wydał zezwolenie na prowadzenie wysypiska w samym środku wsi?
Zgodę na zwożenie odpadów wydał właścicielowi działki wójt gminy Dębe Wielkie – jednak wyłącznie zielonych, czyli tzw. ogrodniczych. Według relacji mieszkańców na wysypisko szybko miały zacząć trafiać również inne śmieci. Do tego mieszkańcy zarzucają przedsiębiorcy, że pozbywał się śmieci z przepełnionego wysypiska, wywożąc je w różne miejsca.
Dlatego wójt dwukrotnie negatywnie opiniował wydanie przez marszałka województwa mazowieckiego kolejnego zezwolenia na zbieranie odpadów. Przedsiębiorca jednak odwoływał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego (SKO) w Siedlcach, które za każdym razem uchylało brak pozwolenia. Obecnie w SKO ma toczyć się procedura odwoławcza dotycząca ostatniego wniosku, poprzednie uchylono z powodu wad formalno-prawnych.
Urząd marszałkowski poinformował money.pl, że na wniosek firmy Progres, należącej do właściciela działki, Macieja Borowieckiego, prowadzone jest „postępowanie dotyczące dostosowania decyzji starosty mińskiego zezwalającej na zbieranie odpadów”. Postępowanie wszczyna się, kiedy łączna masa odpadów przekracza 3 tys. ton. Tymczasem w Walercinie zgromadzono ma być około 300 ton odpadów.
Od 28 lutego 2024 r. w firmie Progres trwa kolejna kontrola inspektorów WIOŚ. Urząd poinformował nas, że dotyczy ona „przestrzegania przez przedsiębiorcę przepisów i decyzji administracyjnych w zakresie gospodarki odpadami”. Mieszkańcy są już zniecierpliwieni – do czasu rozstrzygnięcia sprawy, cały czas muszą żyć w sąsiedztwie cuchnących odpadów.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL