Wojna cenowa. Pierwsze efekty rywalizacji Biedronki z Lidlem, jeden zyskuje

Wojna cenowa pomiędzy Biedronką a Lidlem rozkręciła się na dobre – dyskonty rywalizują o najniższą cenę masła, rozsyłają SMS-y do klientów przedstawiające lepsze promocje niż u konkurencji, wytykają błędy w koszyku zakupowym czy rozklejają banery atakujące rywala. Sprawa zaszła już tak daleko, że doszło do złożenia pozwu w sądzie. Kto wygrywa wojnę dyskontów? Pierwsze efekty widać już na paragonach. Zdjęcie

Wojna cenowa pomiędzy Biedronką a Lidlem przynosi pierwsze rezultaty. Jeden dyskont zyskuje /JAAP ARRIENS / NurPhoto / NurPhoto via AFP /

Wojna cenowa pomiędzy Biedronką a Lidlem przynosi pierwsze rezultaty. Jeden dyskont zyskuje /JAAP ARRIENS / NurPhoto / NurPhoto via AFP / Reklama

Rywalizacja pomiędzy Biedronką a Lidlem trwa już od dłuższego czasu – po Nowym Roku przybrała jednak na sile. Portugalski dyskont Jerónimo Martins ogłosił obniżkę cen 60 produktów. Na ten ruch dłużny nie pozostał Lidl, który przecenił jeszcze więcej artykułów – obniżki dotknęły aż 300 produktów. Na działanie konkurenta po raz kolejny postanowiła odpowiedzieć Biedronka, tnąc łącznie ceny 360 artykułów.

Reklama

To jednak był tylko wstęp do totalnej rywalizacji. Biedronka zaczęła rozsyłać SMS-y do swoich klientów, sugerując w nich, że jest sklepem tańszym od konkurencyjnego Lidla. Do tego doszły plakaty z podobną treścią, które wiszą już praktycznie przed każdym sklepem w całej Polsce. Banery bardzo nie spodobały się Lidlowi, dlatego postanowił złożyć pozew w sądzie.  

Zgodnie z udzielonym zabezpieczeniem, sąd nakazał Biedronce zaniechanie popełniania czynu nieuczciwej konkurencji, polegającego na wykorzystaniu hasła reklamowego: „Od 2002 roku Biedronka codziennie niskie ceny tańsza niż Lidl”. Udzielenie zabezpieczenia będzie polegało na zajęciu wszelkich materiałów reklamowych, na których wykorzystywane jest kontrowersyjne hasło.

Biedronka z Lidlem na froncie. Kto wygrywa wojnę?

Czy agresywna strategia marketingowa działa na korzyść Biedronki i czy Lidl na tym traci? O takie badanie pokusili się eksperci z aplikacji PanParagon, którzy na co dzień analizują paragony – na ich podstawie widać, kto wychodzi z rywalizacji z tarczą. 

– W związku z tym, że ostatnio jesteśmy świadkami zaciętej walki między Biedronką a Lidlem, postanowiliśmy zweryfikować, kto na tym zyskuje, a kto traci – mówi Antonina Grzelak z aplikacji PanParagon. – W najnowszej analizie sprawdziliśmy, jak na przestrzeni ostatnich tygodni zmieniał się udział paragonów z Biedronki oraz Lidla w stosunku do wszystkich paragonów spożywczych dodanych do naszej aplikacji – dodaje. 

Jak wynika z przeanalizowanych dowodów zakupów, choć akcje Biedronki wzbudzają kontrowersje wśród klientów, przynoszą już pierwsze korzyści, bowiem częstotliwość zakupów w sklepach należących do Jeronimo Martins Polska wzrosła.  

– W połowie stycznia udział dowodów zakupu z Biedronki kształtował się na poziomie 29,2 proc., natomiast w połowie lutego wartość ta wynosiła już 30,7 proc. To wzrost o około 1,5 proc. – mówi Grzelak. Regularny wzrost dodawanych paragonów z Biedronki zauważalny jest od momentu wysłania pierwszych SMS-ów przez tę sieć uderzających bezpośrednio w Lidla. 

Wojna cenowa. Lidl nie traci

Zaskoczeniem może być fakt, że mimo iż Biedronka zyskuje na rywalizacji, to jej największy konkurent – Lidl, wcale nie traci na intensywnych działaniach promocyjnych portugalskiego dyskontu.  

„Wygląda na to, że portugalska sieć zyskała na zwiększonej liczbie zakupów w swoich sklepach. Jednak kampania uderzająca otwarcie w Lidla, właściwie nie zabrała dotychczasowych klientów tej sieci handlowej” – wynika z paragonów dodanych do aplikacji PanParagon. 

Zdjęcie

/materiały PanParagon /

/materiały PanParagon /

Sytuacja w Lidlu przedstawia się stabilnie. We wszystkich analizowanych tygodniach odsetek dodawanych paragonów oscylował w granicach 15 proc. jedynie z delikatnym spadkiem o około 0,5 proc. od 5 lutego. 

Walka dyskontów z korzyścią dla klienta? Deflacja jeszcze nie teraz

Czy wyścig w obniżaniu cen produktów w walce o lepsze miejsce w zestawieniach koszyków zakupowych ma szansę wpłynąć na długotrwałe obniżki cen artykułów spożywczych w sklepach, a zatem przysłużyć się również klientom w dłuższej perspektywie, a nie tylko dużym sieciom handlowym? O to zapytaliśmy Piotra Soroczyńskiego, głównego ekonomistę Krajowej Izby Gospodarczej, który nie ma złudzeń, co do działań dużych dyskontów.

Ruchy cenowe wykonywane na części asortymentu przez duże sieci handlowe są elementem zwyczajnej gry rynkowej i nie powinny być traktowane jako coś nadzwyczajnego – powiedział Interii Soroczyński.

Według niego sieci stosują swego rodzaju wabik, dostosowując termin obniżek i asortyment do tego momentu, kiedy robione są popularne zestawienia koszyków konsumenckich przez przedstawicieli mediów. 

Większego wpływu na długotrwałe obniżki nie będzie miał również spadek zainteresowania klientów zakupami podstawowych towarów. – Raczej czeka nas spowolnienie tempa podnoszenia cenników, nie zaś trwałe obniżanie cen w szerokim asortymencie towarów. Będzie to więc raczej hamować inflację, ale nie będzie wywoływać deflacji – uważa ekonomista. 

Perspektywy nie poprawia również fakt, że w połowie roku zostanie zlikwidowana tarcza antyinflacyjna VAT, a wraz z nią przestanie obowiązywać obniżony VAT na żywność. – Prawdopodobne jest, że sieci będą prowadziły starania, żeby klienci odczuli to jak najsłabiej – twierdzi ekspert.

Wideo Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Czy budowa CPK to dobry pomysł? INTERIA.PL

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *