O bezprecedensowej fali uciekinierów z Wenezueli, o koncepcjach na restytucję państwa oraz o pobudkach, które kierują kobietą, która zrezygnowała z roli rodzicielki na rzecz batalii z reżimem sprawującym władzę w jej ojczyźnie – PAP prowadzi rozmowę z Aną Coriną Sosą, córką tegorocznej laureatki Noblowskiej Nagrody Pokojowej Marii Coriny Machado.

W środę, 10 grudnia, w zastępstwie Marii Coriny Machado Pokojową Nagrodę Nobla odebrała jej latorośl, 34-letnia Ana Corina Sosa. Rezydująca na co dzień w USA reprezentowała matkę, gdy ta w dyskretnej operacji była przewożona z Wenezueli przez Antyle Holenderskie i USA do Oslo.
PAP: Kiedy wyjechałaś z Wenezueli?
Ana Corina Sosa: To był rok 2012. Studiowałam inżynierię. Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna dla bliskich. Moja mama była posłanką i bardzo dobitnym głosem sprzeciwu wobec reżimu. Określano ją mianem radykałki, szalonej ekstremistki. Ona im odpowiadała, że są zbrodniczą dyktaturą. Mama była niezmiernie odważna. Lecz nie mogła równocześnie kontynuować swojej batalii, a jednocześnie mieć potomstwa, któremu grożono śmiercią. Bycie głosem opozycji implikowało zagrożenie dla życia, również jej krewnych. Reżim wie, że najprościej dociera się do matki poprzez jej dzieci.
PAP: Aczkolwiek Maria Corina Machado wybrała Wenezuelę…
A.C.S.: Czasami nad tym rozmyślałam, zwłaszcza, gdy byłam młodsza i ciężko mi było pojąć decyzje mamy. Częstokroć bardzo za nią tęskniłam. W ciągu 20 lat jej batalii z reżimem było mnóstwo momentów, kiedy po prostu pragnęłam, by po prostu była rodzicielką, a nie osobą, którą oglądaliśmy na ekranach telewizorów i na zbiorowych zgromadzeniach. Zawsze jednak klarownie podkreślała, że czyni to dla nas. A ja pytałam: dlaczego to wymaga aż takiego poświęcenia?
PAP: Być może macie w rodzie Simona Bolivara?
A.C.S.: Akutrat Simóna Bolívara w rodzinie nie mamy, ale pośród naszych przodków jest jedna osoba, o której młodzi ludzie uczą się z książek do historii. To był wujek mojego dziadka. Sądzę, że wywarł spory wpływ na moją mamę.
Należał do generacji, którą określamy mianem „Generación del 28”. Byli to studenci z roku 1928, którzy walczyli z okrutną wojskową dyktaturą. Zbuntowali się. Niektórzy musieli uciekać z państwa, inni się ukrywać. Wielu zostało zabitych, ale dyktatura w końcu legła w gruzach. To jest w podręcznikach. To nasza narodowa chluba: studenci obalili dyktaturę, inspirowani wolnością i godnością.
PAP: Dzisiejszych 20-latków w Wenezueli już niemal nie ma. W przeciągu ostatnich 10 lat blisko co trzeci Wenezuelczyk opuścił swoje państwo. Kto będzie restytuował to państwo?
A.C.S.: Niemal jedna trzecia ludności żyje w innym miejscu. Większość to osoby młode. Wielu z nich nie zna innej Wenezueli niż tej pod rządami Cháveza i Maduro. Często nie pamiętają Wenezueli sprzed czasów Chaveza i Maduro. Zatem to nie będzie restytucja. Będziemy tworzyć państwo od podstaw. Jasnym punktem może być to, iż nasze pokolenie zakosztowało życia za granicą i wolności. Lecz ogromna część ludzi wyjechała w dramatycznych okolicznościach i zmaga się codziennie, żeby wykarmić rodziny, które pozostały w kraju. To największy kryzys humanitarny w dziejach Ameryki Południowej.
Gdy mówimy, że 80 proc. naszego PKB w przeciągu 10 lat zniknęło, to nie jest wyłącznie makroekonomia. Za statystykami stoją ludzkie życia. Nosiliśmy torby gotówki, żeby nabyć kawałek kurczaka. W kolejkach stoi się godzinami, ludzie poszukują pożywienia. Dzielą się wieściami, gdzie „można dostać białko”. Gdy co pewien czas odwiedzam Wenezuelę, z wizyty na wizytę widzę, jak moi krewni czy przyjaciele chudną, a kości pod ich policzkami odznaczają się coraz wyraźniej.
PAP: A być może Wenezuelczycy, zwłaszcza młodzi, nie mają już siły na następną walkę?
A.C.S.: Nosimy flagi, barwy. Za granicą słyszymy nieustannie, że rzadko spotyka się naród tak dumny i tak miłujący swój kraj. Odebrano nam coś, co było nasze – kraj został przejęty, „porwany”. Od lat kojarzy się nas z korupcją i bezwstydem, aczkolwiek my chcemy być znani z tego, co w nas wspaniałe: jedzenia, języka, sposobu bycia, otwartości, unikatowej przyrody. To spaja nas i motywuje, żeby zachować tożsamość.
PAP: Nie wszyscy na świecie życzą wam powodzenia…
A.C.S.: Iran, Rosja, Hezbollah, kubańska dyktatura – sieci wzajemnie wspomagające się zasobami, wywiadem, bronią. Jedni dostarczają ropy, inni ułatwiają omijać sankcji, jeszcze inni dostarczają farmy trolli, a następni broń i najemników. Nazwy tych państw pojawiają się niemal co roku, gdy Komitet Noblowski ogłasza laureata Pokojowej Nagrody Nobla. Wciąż te same reżimy.
PAP: Pokolenie obalających przed blisko stuleciem dyktaturę to „Generación de 1928”? Jak nazwać wasze, obecne?
A.C.S.: Będziemy „Pokoleniem Powrotu”. Powrotu ludzi do państwa, ale też powrotu do przyzwoitości, tożsamości, godności. Nie do przeszłości – ponieważ popełniliśmy błędy, a Chavez i Maduro nie wzięli się znikąd. Będzie to powrót do istoty tego, kim jesteśmy, byśmy mogli zacząć od początku.
Z Oslo Mieszko Czarnecki (PAP)
cmm/ mow/
