Trzy lata pustoszy kieszenie Polaków. To nie koniec, inflacja znowu wzrośnie

Inflacja – po trzech latach pustoszenia kieszeni Polaków – na miesiąc, a może nawet na dwa znajdzie się na poziomie zbliżonym do tego, co można określić „stabilnością cen”. Ale potem znowu szybko pójdzie w górę. Jak wysoko? Tak, jak jej na to pozwolimy. Niewykluczone, że wysoka inflacja stała się elementem umowy społecznej. Wprowadziły ją chyłkiem rząd PiS wespół z NBP. Tylko czy faktycznie się na to umawialiśmy? Zdjęcie

Wysoka inflacja. Czy to nowa umowa społeczna? /Marek Bazak /East News

Wysoka inflacja. Czy to nowa umowa społeczna? /Marek Bazak /East News Reklama

Według wstępnych danych GUS inflacja w grudniu liczona rok do roku spadła do 6,1 proc. To mniej o ok. 0,5 punktu procentowego, niż spodziewali się ekonomiści. To cały czas dwa razy więcej niż w strefie euro czy w USA, gdzie banki centralne uważają, że jest dla nich i problemem, i wyzwaniem, podobnie jak dla gospodarki. Prezes NBP ma jednak dobre wiadomości. Okazuje się, że dobre są tylko połowicznie.

– Spodziewamy się w najbliższych miesiącach dalszego spadku inflacji. W pierwszym kwartale bieżącego roku ten spadek może być szybszy niż przewidywano w naszej projekcji listopadowej. W efekcie inflacja może obniżyć się do nawet poziomu poniżej 3 proc. To jest blisko celu inflacyjnego NBP. A nawet powiedziałbym, że dokładnie będziemy w 2,5 proc. inflacji – powiedział prezes NBP Adam Glapiński na konferencji prasowej po styczniowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej.

Reklama

– W marcu będziemy w celu inflacyjnym albo blisko niego. Będziemy w paśmie odchyleń. To jest zupełnie niesamowite, co teraz mówię. O tym wiemy już wszyscy – dodał. 

Ekonomiści mówią – hola, hola – prezes NBP trochę się rozpędził i przesadził z wizją spadku inflacji do 2,5 proc., czyli do celu polityki pieniężnej. Niemniej jednak inflacja w lutym lub w marcu osiągnie faktycznie lokalne minimum w pobliżu pasma odchyleń od celu, czyli 1 punkt proc. w górę od 2,5 proc. Analitycy ING Banku Śląskiego uważają, że w najbliższych miesiącach, inflacja może przejściowo zbliżyć się do 3,5 proc.   

– Inflacja spadnie szybko na początku roku, może wynieść poniżej 3 proc. w marcu – powiedział Interii Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas Bank Polska.

– Około lutego lub marca tego roku zobaczymy lokalny dołek inflacyjny w granicach 4 proc., może niżej. Potem będzie odbicie inflacji – dodał Marcin Mrowiec, główny ekonomista firmy doradczej Grant Thornton i ekspert ekonomiczny BCC.

Dlaczego wskaźnik inflacji się obniża

Zanim powiemy o znacznie gorszych wiadomościach, czyli o odbiciu inflacji w II połowie roku, zobaczmy czemu zawdzięczamy jej głęboki, choć przejściowy spadek. Ten, który nastąpił i ten, który czeka nas w ciągu najbliższych trzech miesięcy.

Po szoku spowodowanym napaścią Rosji na Ukrainę skutkującym spektakularnym wzrostem cen surowców, a zwłaszcza surowców energetycznych, w 2023 roku nastąpił silny spadek ich cen. Baryłka ropy WTI w grudniu kosztowała nawet poniżej 70 dolarów. Spadek cen paliw miał silny wpływ na obniżanie się indeksu cen konsumpcyjnych. 

Inflacja globalna spada, gdyż nastąpiła poprawa w łańcuchach dostaw po otwarciu gospodarki Chin na początku zeszłego roku. W Chinach od czerwca 2023 praktycznie nieprzerwanie trwa deflacja i jest ona „eksportowana” na cały świat. To powoduje spadek kosztów producentów. W ten sposób ustępuje inflacja kosztowa, która szalała przez cały 2022 rok. Dochodzi do niej wtedy, gdy rosnące ceny dóbr i usług wejściowych zwiększają cenę dóbr i usług końcowych, gdyż przedsiębiorstwa zmuszone przerzucać swoje rosnące koszty na konsumentów.

Przez kilka miesięcy na przełomie 2022 i ubiegłego roku realne wynagrodzenia spadały, a wraz z nimi zagregowany popyt. Konsumpcja była pod kreską, co spowodowało recesję w I i II kwartale zeszłego roku. To był prawdopodobnie najważniejszy czynnik spadku inflacji krajowej. Uświadamia on też, że sprowadzenie inflacji do celu nie może obyć się bez konsumpcyjnego bólu.

Powodem spadku inflacji w najbliższych miesiącach będzie też tzw. efekt bazy. W ubiegłym roku wzrost cen ustanowił rekord w lutym na poziomie 18,4 proc. Choć nie ustępuje, to w stosunku do szczytu z lutego wskaźnik wzrostu cen w tym roku będzie zapewne niższy od grudniowych 6,1 proc.        

– Spadek inflacji w grudniu był większy od oczekiwań, lecz wpisuje się w generalny trend spadków inflacji. Powodem były czynniki bazowe i spadek cen energii – mówi Marcin Mrowiec.

Oprócz wysokiej bazy w zeszłym roku powodem obniżenia się wskaźnika będzie także utrzymanie zerowego VAT na żywność do końca I kwartału i zamrożenie cen energii, które ma obowiązywać do końca czerwca.

– Powodem będą tanie surowce oraz przedłużenie na I kwartał zerowego VAT na żywność i zamrożenie cen energii – mówi Michał Dybuła.

– Częścią układanki inflacyjnej są kwestie regulacyjne. Kiedy ceny energii zostaną odmrożone nastąpi impuls inflacyjny. Biorąc pod uwagę kalendarz polityczny należy zakładać, że do połowy roku obniżka VAT na żywność będzie przedłużona – dodaje Marcin Mrowiec.

Jaki mamy naprawdę cel inflacyjny?

Na tym dobre wiadomości o inflacji w Polsce się kończą. Przypomnijmy, że w grudniu utrzymywała się ona powyżej górnej granicy celu NBP już 33. miesiąc z rzędu. Niedługo miną trzy lata destabilizacji cen. Większość ekonomistów jest przeświadczona, że po przejściowym spadku celu NBP, czyli 2,5 proc., inflacja nie osiągnie jeszcze przynajmniej przez kolejne dwa lata.

Konsensus prognoz makroekonomistów sporządzony dla Europejskiego Kongresu Finansowego w grudniu przewiduje na koniec tego roku ponad 6 proc. inflacji, a na koniec 2025 roku – 3,6 proc. Blisko celu czyli w dopuszczalnym paśmie wahań znajdzie się ona – według tych prognoz – dopiero pod koniec 2026 roku, kiedy wyniesie 3,2 proc.

Cel inflacyjny może zostać osiągnięty dopiero w 2026 (roku) – napisali analitycy ING Banku Śląskiego w ostatniej edycji prognoz.

To znaczy, że w sumie przez 5-6 lat będziemy żyć w świecie wysokiej inflacji. A może dłużej? Z wysoką inflacją można się oswoić. Im dłużej jest wysoka, tym większe jest prawdopodobieństwo tego, że społeczeństwo się z nią oswoi. I tym dłużej będzie trwała wysoka inflacja.  

Zanim powiemy dlaczego, zastanówmy się czy na wysoką inflację umawialiśmy się jako  społeczeństwo. Rada Polityki Pieniężnej co roku publikuje „Założenia polityki pieniężnej” i podtrzymuje w nim niezmiennie, że cel inflacyjny wynosi 2,5 proc. Tymczasem po wrześniowym posiedzeniu RPP prezes NBP Adam Glapiński wyraźnie zasugerował, że będzie usatysfakcjonowany, jeśli inflacja obniży się do 5 proc. Czyżby w ten sposób – wbrew oficjalnym dokumentom i deklaracjom – ustalił zupełnie nowy cel inflacyjny?

Na to pytanie profesor Adam Glapiński nie dał nam odpowiedzi. Ale trzy lata bezskutecznych zmagań z inflacją i seria błędów, które popełniła RPP (pisaliśmy o nich wielokrotnie w Interii), wskazują że polskie władze monetarne zaakceptowały wysoką inflację na długie lata. W tym kontekście polska polityka pieniężna jest zupełnie odmienna od prowadzonej przez najważniejsze banki centralne świata. Choć prezes NBP zmienił klimat swoich konferencji prasowych, fakt ten podważa wiarygodność oficjalnych deklaracji władz monetarnych.   

Choć inflacja w USA i w strefie euro jest dwa razy niższa niż w Polsce, oba banki centralne uznają, że walka z inflacją jeszcze się nie zakończyła. Rynki spekulują kiedy zaczną obniżać stopy, a to tylko potwierdza wiarę w sukces ich polityki pieniężnej, a nie w to, że w pewnym momencie banki centralne się poddadzą. Stawia to pytanie o ścieżkę polityki pieniężnej w Polsce po zmianie rządu.  

Dlaczego inflacja znowu wzrośnie

Rząd natomiast ma bardzo małe pole manewru w szybkiej zmianie paradygmatu polityki fiskalnej. Tymczasem wobec stabilizacji a nawet korzystnej i dezinflacyjnej dynamiki czynników zewnętrznych, na inflację w II połowie tego roku będą wpływać czynniki krajowe. I to one właśnie będą pchać ją w górę. Zauważmy też, że słodki okres stabilizacji a nawet lekkiego spadku cen z miesiąca na miesiąc skończył się w październiku. Wzrosły one wtedy o 0,3 proc., w listopadzie aż o 0,7 proc., a w grudniu – o 0,1 proc. Choć wskaźnik inflacji rocznej się obniża, to widać, że presja inflacyjna nie ustępuje.   

– W dłuższym terminie, czyli w II połowie roku i w roku przyszłym mamy do czynienia z istotnymi czynnikami proinflacyjnymi – mówi Marcin Mrowiec.

Niektóre z nich – te regulacyjne – są nieuniknione. Trochę wcześniej czy nieco później rząd będzie musiał przywrócić podstawową stawkę VAT na żywność i odmrozić ceny energii zastępując tę politykę pomocą kierowaną do osób znajdujących się w ubóstwie energetycznym.  

– Podniesienie stawki VAT na żywność pchnie wskaźnik inflacji CPI w górę o ok. 1 punkt proc. w skali roku. Nie sposób powiedzieć jakie będą ceny energii, jeśli zostaną „odmrożone”, bo pojawia się pytanie na jakie podwyżki taryf ostatecznie zgodzi się URE. Decyzje dotyczące podatków i cen regulowanych będą zaś w dużej mierze implikowały, gdzie skończymy z inflacją na koniec roku – mówi Michał Dybuła.

Marcin Mrowiec wymienia czynniki proinflacyjne. Choć ceny energii spadły i tak są wyższe niż przed pandemią. Polski mix energetyczny z dużym udziałem węgla, w obliczu unijnej polityki klimatycznej, będzie działał proinflacyjnie. Presję inflacyjną będzie generował wzrost dochodów nominalnych w tym wysoka podwyżka płacy minimalnej, która może przesunąć w górę całą siatkę płac. Wraz ze wzrostem płac w sektorze budżetowym można szacować, że powyżej jednej trzeciej zatrudnionych doświadczy znaczącego wzrostu płac o ok. 20 proc. Taki wzrost dochodu rozporządzalnego spowoduje wyraźny wzrost popytu konsumpcyjnego, podobnie jak waloryzacja emerytur i wzrost świadczenia 500+ do 800 zł.

Czemu polityka fiskalna jest proinflacyjna

Po dojściu do władzy osiem lat temu rząd PiS chciał rozgrzać gospodarkę stawiając na transfery konsumpcyjne. Potem dodawał kolejne. Inflacja zerwała się z uwięzi już pod koniec 2019 roku, a potem – z przerwą na lockdowny – już tylko rosła. W okresie pandemii rząd i NBP zasiliły gospodarkę i kieszenie ludzi ogromną masą pieniędzy, które po zelżeniu zagrożeń ludzie zaczęli wydawać, a gospodarka, rozstrojona po pandemii, nie nadążała z zaspakajaniem popytu. Do rekordowych poziomów inflację pchnął szok na rynku surowców po napaści Rosji na Ukrainę w 2022 roku.  

Gdy inflacja rosła, prezes NBP mówił najpierw, że jej nie ma, potem, że jest „przejściowa”, a w końcu, że odpowiedzialne są za nią czynniki zewnętrzne. Kolejne projekcje inflacji okazywały się nietrafne nawet miesiąc po ich ogłoszeniu. Dopiero ostatnia, z listopada ubiegłego roku prawdopodobnie faktycznie „trafia” w inflację w grudniu, a prezes NBP nie ukrywał radości, że wreszcie się udało.

Dzięki transferom gospodarka i konsumenci z łatwością akceptowali podwyżki cen. Utrwaliło to mechanizm – konsumenci widzą wyższe ceny, więc żądają rekompensat (waloryzacja świadczeń, wprowadzanie dodatkowych, osłony). Kiedy rząd im ich dostarcza, ceny mają przestrzeń do dalszego wzrostu.  

Rząd PiS perfekcyjnie sterował kierowaniem transferów do grup społecznych zapewniających korzyści polityczne, a wykluczał inne. Tak było z nauczycielami i oczywiste było, że nowy rząd musi wyrównać tę jaskrawą niesprawiedliwość. Ale to spowodowało rozluźnienie polityki fiskalnej. Skutkiem będzie wyższa ścieżka inflacyjna. W przestrzeni publicznej pojawiają się już głosy o potrzebie indeksacji płac i świadczeń. To już byłaby droga do inflacyjnego piekła.

– Sposobem finansowania jest m.in. wysoki deficyt budżetu. Jeśli gospodarka będzie rosła w tempie potencjalnym a równocześnie deficyt będzie powyżej 5 proc. PKB, będzie to bardzo znaczący impuls fiskalny. To czynnik proinflacyjny – mówi Marcin Mrowiec.

Czy naprawdę chcemy żyć z wysoką inflacją?

Wynagrodzenia w sektorze publicznym i świadczenia to tylko jedna cześć problemu, bo jeszcze silniejszy impuls inflacyjny spowodują prawdopodobnie wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. Nominalny wzrost płac wyniósł w nim w listopadzie 11,8 proc. wobec 12,8 proc. w październiku. Oznacza to realny wzrost o 4,9 proc. wobec 5,8 proc. w październiku. Analitycy Credit Agricole Bank Polska wyliczyli, że średnia trzymiesięczna realnego wzrostu płac wyniosła w listopadzie 4,2 proc. rok do roku i była najwyższa od lipca 2021 roku.

Przy dwucyfrowym wzroście wynagrodzeń, jaki mamy obecnie, inflacja generowana w kraju pozostanie wysoka – mówi Michał Dybuła.

Dodatkowo polski rynek pracy może podgrzewać jeszcze mocniej konkurencja o pracowników spowodowana spodziewanym rozpoczęciem nowego cyklu inwestycyjnego. 

– W II połowie tego roku i w roku kolejnym impulsy inflacyjne będą spowodowane bardzo napiętą sytuacją na rynku pracy. W sytuacji obecnego słabego wzrostu gospodarki i tak płace rosną w tempie dwucyfrowym, gdyż stopa bezrobocia należy do najniższych w Europie. Jeśli gospodarka ruszy, jeśli w Polsce będą lokowane inwestycje, szczególnie w przetwórstwie przemysłowym, będzie większy popyt na pracę, nastąpi podkupywanie pracowników. Ta presja zacznie się w sektorach eksportujących, ale będzie się rozlewała – mówi Marcin Mrowiec.

– Pytanie na następne lata jest o to, czy inflacja ustabilizuje się na poziomie powyżej czy poniżej 5 proc. Trwały powrót inflacji poniżej celu jest całkowicie poza horyzontem – dodaje.

W ocenie ekonomistów w tej sytuacji polityka pieniężna, która wspomagała przez poprzednie lata rząd PiS w jego poczynaniach musi być restrykcyjna.

– Jeśli mamy problem z inflacją przez najbliższe lata spowodowaną przez podwyżki płac i w sumie jeszcze bardziej łagodną politykę fiskalną, polityka pieniężna musi po prostu być bardziej restrykcyjna – powiedział Michał Dybuła.

Przyzwolenie na wysoką inflację i jej akceptacja to rodzaj nowej umowy społecznej, która może obowiązywać przez wiele lat. Wprowadzona została chyłkiem, bez pytania kogokolwiek o zgodę, poprzez rozmaite działania, błędy i zaniechania, które niekoniecznie miały na celu jej ukonstytuowanie, choć obiektywnie były korzystne dla poprzedniego obozu rządzącego. Pytanie jest takie, czy społeczeństwo faktycznie te umowę akceptuje i czy zdaje sobie sprawę z jej konsekwencji.

Jacek Ramotowski

Wideo Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Protesty rolników w Niemczech. Blokady dróg w całym kraju Deutsche Welle

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *