Miasta organizują sztaby kryzysowe, a przedsiębiorcy szykują się na falę powodziową związaną z ulewami, które mają potrwać do poniedziałku. Nad Polskę dotarł niż genueński Boris. – Trzeba wywieźć auta, tutaj worki nie pomogą – mówi Paweł Gut z warsztatu samochodowego GutCar w pow. kłodzkim.
Dolny Śląsk przygotowuje się na ulewy. We Wrocławiu powołano sztab kryzysowy (GETTY, Jakub Porzycki, Anadolu, money.pl)
Mieszkańcy południowej Polski muszą przygotować się na ciężki weekend. Najgorzej będzie na Dolnym Śląsku. Zacznie się w piątek wieczorem, a powtórka ma nastąpić w niedzielny poranek. Wszystko przez niż genueński, który może przynieść rekordowe opady w tym regionie kraju. Jest ryzyko powodzi błyskawicznej. Opady mogą być porównywalne do tych z 1997 r., gdy doszło do powodzi tysiąclecia.
Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał trzeci stopień zagrożenia dla województw: dolnośląskiego, opolskiego, śląskiego oraz małopolskiego. W Wielkopolsce obowiązuje drugi stopień zagrożenia. Do walki z żywiołem przygotowują się władze Odolanowa czy Ostrowa Wlkp.
Od 12 do 16 września we Wrocławiu może spaść do 380 litrów wody na metr kwadratowy! To absolutny rekord w historii Wrocławia. W czasie sierpniowych nawalnych opadów, spadło 77 litrów przez 18 godzin. Wszystkie służby postawione są w stan najwyższej gotowości – napisał w środę na swoim profilu na Facebooku prezydent Wrocławia Jacek Sutryk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Niemcy zamkną wszystkie granice. Kontrole spowodują ogromne korki
Sutryk dodał, że odwołane są wszelkie miejskie wydarzenia, a “nawalne opady to ogromne wyzwanie dla miasta i jego mieszkańców”. Dlatego powołano sztab kryzysowy.
“Tutaj worki nie pomogą”
– Mieliśmy już powódź, jak rzeka wyleje, to nie obronimy się workami z piaskiem. Najcenniejsze sprzęty daliśmy wyżej. Ostatnim razem zalało nam piwnice i przyjechała straż pożarna wypompowywać wodę. Straty wyniosły jakieś 6 tys. zł. Pozostaje czekanie aż przestanie padać – opowiada money.pl Grzegorz Dziurzycki z firmy Elektro-Instal z Jeleniej Góry. Obok jego zakładu znajduje się potok Radomierka, prawy dopływ Bobru.
To właśnie regiony przygraniczne z Czechami mogą jako pierwsze doświadczyć podtopień.
– Ważne jest, aby każdy z nas przygotował się na to, co może nastąpić. Nie tylko, aby usuwać potem skutki, ale też im przeciwdziałać. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy ludzie mieszkają poniżej poziomu drogi i już w przeszłości woda wpływała do ich domów. I tu mamy przypadki, że mieszkańcy dbają o to i mają już we własnym zakresie przygotowane worki z piaskiem. I to jest właściwe działanie prewencyjne – ocenił Andrzej Ciosk, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Kłodzku, cytowany przez serwis jelonka.com.
Oficer prasowy jeleniogórskiej straży pożarnej kpt. Krzysztof Zakrzewski dodaje w rozmowie z money.pl, że strażacy przywiozą worki z piaskiem do mieszkańców, którzy o to poproszą. – Najczęściej do podtopień dochodzi wzdłuż ul. Wiejskiej i Wrocławskiej – tłumaczy.
Zobacz także:
Susza w Polsce. Wody Polskie zapowiadają 645 inwestycji w trzy lata
Przy ul. Wiejskiej mieści się zakład firmy Questsport szyjącej stroje kolarskie. To rodzinny biznes medalistki olimpijskiej Mai Włoszczowskiej, która dwukrotnie sięgała po srebro w kolarstwie górskim.
– Prognozy nie są dobre i w czwartek zaczęliśmy mocniej się angażować. Prawdopodobnie pojawią się worki, które musimy układać co kilka lat. Musimy uważać, bo rzeka jest bardzo blisko, ale mamy straż pożarną na miejscu i musimy się z nimi skontaktować – słyszymy od pracownika Questsport.
Trzeba wywieźć auta, tutaj worki nie pomogą. Jedyne, co możemy zrobić, to najcenniejsze rzeczy dać wyżej i zachować spokój. Obok płynie Nysa Kłodzka – dodaje Paweł Gut z warsztatu GutCar z Krosnowic w pow. kłodzkim.
Ta miejscowość jest szczególnie narażona na podtopienia.
– Bardzo często podlewana jest miejscowość Krosnowice w gm. Kłodzko, tereny Bystrzycy Kłodzkiej – potwierdza st. kpt. Bartosz Zdęga ze straży pożarnej w Kłodzku. I dodaje, że w Nowej Rudzie stacjonują w tej chwili dwie kompanie specjalne strażaków z Lubuskiego.
Przede wszystkim retencja
– Jeśli prognozy się potwierdzą i przez kilka dni będzie spadać do 100 mm deszczu na dobę, to będzie trzeba gdzieś zagospodarować te masy wody. Najbardziej narażone są obszary górskie ze względu na duże spadki terenu i spływanie w szybkim tempie wody opadowej do rzek czy cieków górskich, które następnie zasilają większe rzeki. W efekcie poziom wody drastycznie wzrasta, rzeki występują z brzegów i dochodzi do zagrożeń powodziowych – tłumaczy dr Tomasz Olichwer z Zakładu Hydrogeologii Podstawowej na Uniwersytecie Wrocławskim.
Jego zdaniem podstawową metodą ograniczającą falę powodziową jest retencja powierzchniowa.
– Należy budować zbiorniki, co na szczęście miało miejsce w ostatnich latach na Dolnym Śląsku. Zbiorniki retencyjne, niecki infiltracyjne, czy muldy chłonne powinny powstawać też w miastach, gdzie w wyniku betonozy i związanej z nią szczelnością podłoża woda spływa do mającej swoje ograniczenia kanalizacji deszczowej czy burzowej. Część osiedli buduje się na terenach geologicznie nieprzepuszczalnych dla wody, do tego dochodzi szczelne betonowe czy asfaltowe podłoże i woda nie ma jak infiltrować w podłoże skalne, więc zalewa piwnice – ocenia ekspert.
Wrocławianie, a przede wszystkim mieszkańcy Kozanowa, pamiętają powódź tysiąclecia z 1997 r., gdzie miejscami woda sięgała pierwszego piętra. W 2010 r. doszło do zalania ul. Dokerskiej oraz Ignuta. Kilka lat później za 22 mln zł zbudowano nowe wały przeciwpowodziowe oraz przebudowano kolektor Odry. Natomiast w 2022 r. oddano do użytku zbiorniki retencyjne zlokalizowane na terenie przepompowni ścieków Port Południe przy ul. Długiej. Cztery zbiorniki mają łączną pojemność 60 tys. m sześc. Zbiorniki opróżniono i przygotowano na przyjęcie nadmiarowych opadów deszczu.
– Zagrożenie powodziowe na Kozanowie zmniejszono, bo wzmocniono wały – mówi dr Olichwer.
Zobacz także:
Nowy rodzaj lasów w Polsce. Jest wyjaśnienie
Zbiorniki na nowych osiedlach?
Pojawiające się intensywne opady deszczu w górnych odcinkach rzek, mogą stwarzać duże ryzyko powodzi na obszarach zaludnionych niżej położonych. – Zmienia się struktura opadu, chociaż suma roczna nie zmieniła się diametralnie. Obecnie mamy rzadsze epizody deszczowe, ale o większej intensywności. W ciągu miesiąca jest mniej dni z opadem, ale o większym natężeniu. W przeszłości padało częściej, ale mniej intensywnie i dlatego mamy teraz problemy z odprowadzaniem wody. Ciężko to nagle zmienić – trzeba byłoby rozkopać całe miasta i zwiększyć średnice kanalizacji deszczowej i burzowej – ocenia dr Olichwer. Dodaje, że nie trzeba jednak siedzieć z założonymi rękoma.
Można budować zbiorniki podziemne albo powierzchniowe niecki infiltracyjne, w których można zagospodarować opad w miejscu jego powstawania. Warto też zastanowić się nad nałożeniem na dewelopera obowiązku budowy mniejszych zbiorników czy niecek. Jeśli gmina, sprzedając działkę, nakazuje deweloperowi budowę drogi do osiedla, to dlaczego nie można tego poszerzyć o zbiornik, który zadbałby o nowe bloki i ich mieszkańców? – mówi nasz rozmówca.
W lipcu ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska zapowiedziała wydanie 7 mld zł na wsparcie małej i średniej retencji w miastach. – To często obszar niedofinansowany, dlatego tak ważne jest to wsparcie. Będziemy pilnować, żeby pieniądze były inwestowane ze szczególną dbałością, aby poprawiać jakość życia nie tylko w miastach, ale i na terenach wiejskich – mówiła ministra, cytowana przez serwis gospodarkamorska.pl.
Powodzie mogą być finansowo katastrofalne w skutkach. Według analizy dr. hab. Zbigniewa Piepiory z Uniwersytetu Ekonomicznego łączne straty spowodowane przez powodzie i inne klęski żywiołowe w latach 1997-2010 na Dolnym Śląsku “wyniosły prawie 5,5 mld zł, a promesy przekazane przez Dolnośląski Urząd Wojewódzki na odbudowę ok. 2,3 mld zł, co stanowi tylko 43 proc. pokrycia szkód”.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl