„Gospodarka nie rusza z miejsca; sytuacja jest zła, a perspektywy ponure” – tak portal Deutsche Welle komentuje fakt, że Niemcy stają się coraz mniej atrakcyjne dla biznesu i stanęły w obliczu recesji. Minister gospodarki Robert Habeck ogłosił w tym tygodniu, że produkt krajowy brutto skurczy się o 0,2 proc., a nie wzrośnie o 0,3 proc., jak wcześniej oczekiwano.
/TOBIAS SCHWARZ / AFP /AFP
„Niemiecka gospodarka nie rozwija się silnie od 2018 roku” – przyznał Habeck cytowany przez DW. Szef resortu gospodarki podkreślił, że potrzebne są dalsze wysiłki, aby „Niemcy mogły powrócić na ścieżkę zrównoważonego wzrostu”. Habeck zwrócił też uwagę na główną bolączkę niemieckiej gospodarki, która ucierpiała z powodu rosnących cen energii po pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę. „Należy stworzyć neutralny dla klimatu system elektroenergetyczny” – podsumował Robert Habeck.
Niemcy – kraj specjalnej troski strefy euro
Instytuty gospodarcze nie mają litości – prognozy ekonomistów są dla Niemiec fatalne. DW przypomina, że we wrześniu indeks klimatu biznesowego monachijskiego instytutu Ifo spadł po raz czwarty z rzędu. Szef Ifo Clemens Fuest stwierdził w rozmowie z AFP: „Niemiecka gospodarka znajduje się pod coraz większą presją” i wyjaśnił, że niemieckie firmy są niezadowolone z klimatu biznesowego, a ich szefowie z pesymizmem patrzą w przyszłość.
Reklama
Z kolei Instytut Makroekonomii i Badań nad Cyklem Koniunkturalnym (IMK) obniżył swoje prognozy gospodarcze dla Niemiec przewidując, że w 2024 r. produkt krajowy brutto (PKB) pozostanie na niezmienionym poziomie (wzrost o 0,0 proc.). DW cytuje Christopha Swonke (DZ Bank), który w komentarzu dla agencji Reutera stwierdził, że Niemcy są już „nowym dzieckiem specjalnej troski krajów strefy euro”.
Nawiasem mówiąc, także szef Bundesbanku Joachim Nagel wydaje się być pogodzony z faktem, że w tym roku w Niemczech nie będzie wzrostu gospodarczego, a bardziej prawdopodobna jest recesja.
Niemieckie firmy będą przejmowane przez zagraniczny kapitał?
Dla nas przez lata to niemiecki kapitał miał być tym, który przejmuje i restrukturyzuje firmy (zwłaszcza w krajach Europy Środkowej). Teraz jesteśmy świadkami zmiany – dawna gospodarcza lokomotywa UE (Niemcy) sama potrzebuje wsparcia w postaci inwestorów z zagranicy. Doskonałym przykładem przytoczonym przez DW jest Deutsche Bahn, które chce sprzedać swoją firmę przewozową Schenker. Za 14 miliardów euro (kwota robi wrażenie) mają ją przejąć Duńczycy z grupy logistycznej DSV.
Przy okazji w Niemczech rozpętała się dyskusja, w której pada tak znane z naszych sporów pytanie: „Czy kapitał ma narodowość?”. Jeszcze dekadę temu nikomu nie przyszłoby do głowy, że takie dylematy będą rozstrzygane w Niemczech.
Innym przykładem przytoczonym przez Deutsche Welle jest Commerzbank, który – uratowany przed ruiną przez niemiecki rząd – został teraz wzięty na celownik przez włoski Unicredit. Włosi nabyli udziały w Commerzbanku i chcieliby go całkowicie przejąć, co budzi sprzeciw w niektórych niemieckich kręgach politycznych i gospodarczych. DW twierdzi, że – według nieoficjalnych przecieków – Europejski Bank Centralny zamierza wyrazić na to zgodę.
„Zielona transformacja” na razie nie jest impulsem rozwojowym?
Naciski Brukseli na „zieloną transformację” gospodarki nie są entuzjastycznie przyjmowane w Berlinie. Żaden z ekspertów przytaczanych przez DW nie jest przekonany, że priorytetowe traktowanie ekologii może pomóc gospodarce. – Dekarbonizacja nie może stać się impulsem do wzrostu – mówi cytowany przez DW Stefan Kooths – dyrektor w Kilońskim Instytucie Gospodarki Światowej (IfW). „Polityka dekarbonizacji cierpi na zbyt duży interwencjonizm” – uzasadnia swoje obawy Stefan Kooths.
„Stawianie wszystkiego na zieloną kartę byłoby krótkowzroczne” – przekonuje też Carsten Brzeski, główny ekonomista ING Banku. Jego zdaniem, skupienie się na zielonych technologiach uwolniło jak dotąd zbyt mało inwestycji.
***
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News