Turcja jest przykładem, jak bardzo szkodzi gospodarce zwlekanie z wprowadzaniem wysokich stóp procentowych. Nad Bosforem są one aplikowane od połowy 2023 roku, a mimo to inflacja dopiero w październiku 2024 roku spadła do 50 proc., czyli poziomu sprzed prawie trzech lat. Turcy ciągle jednak z tak wysokiej dynamiki cen nie są zadowoleni. Pocieszać ich może los Argentyńczyków, którzy stopy mają niskie, ale inflację prawie 200-procentową i spadający poziom życia.
/123RF/PICSEL
- Musiało minąć kilka lat, by prezydent Turcji zrozumiał, że jego „Erdoganomika” sprowadza gospodarkę kraju na manowce. W tej chwili turecka główna stopa procentowa jest wyższa od wskaźnika rocznej inflacji.
- W Argentynie, choć inflacja jest trzycyfrowa, to w ciągu ostatnich 12 miesięcy stopę referencyjną obniżono z 126 do 35 proc. Prezydent kraju Javier Milei jest zwolennikiem likwidacji banku centralnego.
- Milei z piłą łańcuchową w rękach tnie wydatki publiczne. Prowadzi to do wzrostu bezrobocia i do zwiększenia skali ubóstwa w społeczeństwie argentyńskim.
Reklama
Kilka lat temu prezydent Turcji Recep Erdogan z uporem podtrzymywał kurs w polityce gospodarczej, który nie miał nic wspólnego z kanonami klasycznej ekonomii, zyskał natomiast miano „Erdoganomiki”. Prezydent był przekonany, że kilkudziesięcioprocentową inflację wywołują wysokie stopy procentowe i dlatego naciskał na ich obniżanie.
Twierdził, że krajowa gospodarka będzie napędzana przez tani kredyt, inwestycje i eksport. Tańsze pieniądze miały przyczynić się do stworzenia dodatkowych miejsc pracy i zwiększenia produkcji przemysłowej. Tymczasem kraj popadał w coraz większe kłopoty. W listopadzie 2022 roku stopa referencyjna banku centralnego była zaledwie 9-procentowa, podczas gdy inflacja przekroczyła 85 proc.
Zmarnowane lata
Ekonomiści na całym świecie ostrzegali, że polityka Recepa Erdogana to kompletny „niewypał” i „dolewania oliwy do inflacyjnego ognia”. Autorzy podręczników ekonomii zalecają, by w okresach szalejącej inflacji przeprowadzać podwyżki stóp procentowych. W ten sposób można wyhamować ekspansję kredytu, zachęcić ludzi do oszczędzania i w konsekwencji ograniczyć tempo spadku siły nabywczej pieniądza.
„Sułtan” Erdogan pozostawał głuchy na te argumenty i w poprzedniej kadencji swojej prezydentury zwolnił z pracy trzech kolejnych gubernatorów Banku Centralnego Republiki Tureckiej (CBRT). Dopiero po zagwarantowaniu sobie reelekcji w maju 2023 roku przyzwolił na zwrot w polityce ekonomicznej o 180 stopni. W czerwcu 2023 roku na czele CBRT po raz pierwszy w historii stanęła kobieta. Nowa prezeska Hafize Gaye Erkan miała za sobą karierę na Wall Street – była dyrektorem w amerykańskich bankach Goldman Sachs i First Republic Bank.
W Turcji stopy banku centralnego szybko i radykalnie zostały podniesione. W marcu tego roku stopa referencyjna wzrosła do 50 proc. i do dziś pozostaje na tym poziomie, choć za politykę monetarną już nie odpowiada Hafize Gaye Erkan, która zrezygnowała z kierowania CBRT. Mimo, że od ponad roku bank centralny podejmuje „podręcznikowe” decyzje, to kraj nie uniknął w tym czasie wstrząsów inflacyjnych. Wszystko wskazuje na to, że lata wymuszania przez Recepa Erdogana skrajnie łagodnej polityki pieniężnej i nieracjonalnie niskich stóp procentowych doprowadziły do narastania niebezpiecznych nierównowag makroekonomicznych.
Inflacja konsumencka w Turcji w maju tego roku przyspieszyła do 75 proc. Dopiero w zeszłym miesiącu obniżyła się do 48,6 proc., czyli poziomu z początku 2022 roku. Było to piąte z kolei spowolnienie wzrostu dynamiki cen. Z oficjalnych prognoz CBRT wynika, że inflacja na koniec tego roku spadnie do 38 proc.
Terapia prezydenta Mileia
O kilkudziesięcioprocentowej inflacji Argentyńczycy mogą tylko pomarzyć. Poprzedni rok zamknęli dynamiką cen konsumpcyjnych na poziomie 211 proc., a w październiku 2024 roku wyliczyli ją na 193 proc. Sukces to niewielki, a szybkie zbijanie inflacji w Argentynie jest utrudnione z powodu niecierpliwego obniżania stóp procentowych przez tamtejszy bank centralny. Jeszcze rok temu stopa referencyjna wynosiła 126 proc., a dziś to tylko 35 proc. Władze monetarne w Buenos Aires swoje decyzje tłumaczą niewysoką inflacją, ale liczoną miesiąc do miesiąca – najnowszy taki wskaźnik to 2,7 proc., najniższy od listopada 2021 roku.
W grudniu zeszłego roku, gdy urząd prezydenta kraju obejmował Javier Milei, miesięczne przyrosty inflacji sięgały 25 proc. Nowy prezydent jest libertarianinem, wielkim zwolennikiem wolności gospodarczej. Jednocześnie deklaruje zamiar likwidacji banku centralnego. Milei próbuje uzdrowić gospodarkę przeprowadzając radykalny program oszczędnościowy. Jego „terapia szokowa” jest o tyle skuteczna, że zaledwie w ciągu kilku miesięcy osiągnięto w Argentynie pierwszą od 2008 roku nadwyżkę budżetową.
Społecznie trudnym do zaakceptowania efektem tych działań jest wzrost bezrobocia i zwiększona skala ubóstwa, które – jak się szacuje – w tym roku może objąć 60 proc. mieszkańców kraju. W 2023 roku w biedzie żyło prawie 42 proc. Argentyńczyków. Od niepamiętnych czasów miernikiem dobrobytu jest krajowa konsumpcja wołowiny. Sprzedaż tego mięsa spadła w pierwszych sześciu miesiącach roku do najniższego poziomu od 13 lat.
Cięcie piłą mechaniczną
Zgodnie z obietnicą z kampanii wyborczej, którą Javier Milei obrazował biorąc piłę łańcuchową do rąk, zahamowane zostały i to drastycznie argentyńskie wydatki publiczne. Prezydent-wolnorynkowiec uderzył w rozrośniętą administrację państwową i zamknął 13 ministerstw, zwalniając z pracy ponad 30 tysięcy, czyli około 10 proc. urzędników federalnych.
Zapoczątkował prywatyzację szeregu „narodowych” przedsiębiorstw i przeprowadził wielką deregulację poprzez likwidację tysięcy przepisów, procedur i wymogów. Pod koniec października Milei ogłosił rozwiązanie Administración Federal de Ingresos Públicos, największego urzędu skarbowego w kraju. Zastąpi go nowa instytucja, ale zatrudniająca o ponad 3 tysiące urzędników mniej. Istotą tej operacji jest uwolnienie przedsiębiorców od nadmiernej biurokracji.
Dobre prognozy
Wielu ekonomistów popiera kierunek działań przyjęty przez Javiera Mileia. Przypominają, że Argentyna w ciągu ostatnich dwóch dekad aż trzykrotnie zbankrutowała. Jej gospodarka, niegdyś jedna z najbogatszych na kuli ziemskiej, stała się cieniem dawnej świetności. Po dziesięcioleciach polityki prowadzonej przez argentyńskich socjalistów, kraj jest na etapie najpoważniejszej korekty gospodarczej od czasu kryzysu walutowego w 2001 roku, kiedy zrezygnowano ze stałego kursu wymiany, co w jednej chwili obniżyło wartość peso i oszczędności Argentyńczyków o 75 proc.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że PKB Argentyny po spadku w 2023 roku o 1,6 proc. i przewidywanym w 2024 roku regresie o 3,5 proc., w przyszłym roku wzrośnie o 5 proc., a w 2026 roku o przybliżoną wartość. W ten sposób nadrobione zostaną dwuletnie straty, a gospodarka wkroczy na drogę zdrowego wzrostu. Mają to zapewnić zwiększone inwestycje i konsumpcja, a także stabilność monetarna i reformy rynku pracy. Z kolei agencja ratingowa Fitch właśnie podniosła prognozę wzrostu PKB Argentyny w 2025 roku do 2,8 z 2,5 proc., a tegorocznego spadku obniżyła z 3,8 do 3,5 proc.
Jacek Brzeski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News