Polska gospodarka w rewelacyjnym tempie rosła przez minione 30 lat, a społeczeństwo pracowało ciężko by dogonić zamożność państw Zachodu. Dobre lata już się skończyły, rezerwy zostały wyczerpane, będzie jeszcze trudnej. W ciągu ośmiu ostatnich lat nastąpiły zmiany, które podcięły gospodarce skrzydła.
rezerwy zostały wyczerpane, będzie jeszcze trudnej. W ciągu ośmiu ostatnich lat nastąpiły zmiany, które podcięły gospodarce skrzydła. ” title=”Kończy się polski „złoty wiek”? Gospodarka spada ze stromej ścieżki wzrostu – gospodarka” />
Reklama
Gdyby ekstrapolować ścieżkę wzrostu z minionych 5-7 lat, polska gospodarka powinna w 2040 roku osiągnąć rozmiar gospodarki Hiszpanii, a wartość PKB wzrosnąć z 0,6 biliona euro w 2021 roku do 2,1 bln euro. W 2044 roku polski PKB powinien mieć taką wartość jak PKB Włoch, czyli 2,7 bln euro. W 2021 roku polski PKB stanowił zaledwie połowę PKB Hiszpanii i jedną trzecią PKB Włoch – mówią dane przedstawione na Konferencji „Ubezpieczenia: Sprzedaż, Innowacje, Ryzyko” przez Petrosa Papanikolaou, prezesa Allianz Group na Europę Centralną i Wschodnią.
Takie osiągnięcie byłoby możliwe, gdyby Polska utrzymała tempo wzrostu w okolicach 5 proc. rocznie. Eliza Przeździecka, profesor SGH i starsza ekonomistka w firmie doradczej Deloitte Polska stawia pod znakiem zapytania te nadzieje.
– Od 1990 roku jesteśmy na bardzo szybkiej ścieżce wzrostu, średniorocznie kilka procent. To charakteryzowało niewiele gospodarek. Byliśmy jedną z dwóch gospodarek na świecie, oprócz Australii, która od 1992 do 2019 roku zachowała dodatni wzrost PKB. W ostatniej dekadzie to było ponad 5 proc. Dobrze już było – mówiła podczas Konferencji zorganizowanej przez Europejski kongres Finansowy Eliza Przeździecka.
– Na tę ścieżkę będziemy bardzo długo wracać (…) Na pewno nie zbliżymy się do wartości, jakie charakteryzowały nasz rozwój w ostatnich trzech dekadach – dodała.
Jak Polska spada ze stromej ścieżki szybkiego wzrostu
Prognozy Deloitte przewidują, że polska gospodarka urośnie w tym roku o zaledwie 0,9 proc., a w roku przyszłym wzrost przyspieszy do 2,1 proc. Ale to będzie mniej niż połowa średniej z ostatniej dekady. Inflacja przez najbliższych kilka lat będzie drenować nasze kieszenie i obniżać wartość zgromadzonego przez Polaków kapitału.
– Dane wskazują, że rok 2028 może być tym, kiedy osiągniemy ten właśnie wskaźnik (cel inflacyjny) powodujący powrót do nieco bardziej przewidywalnych scenariuszy – powiedziała Eliza Przeździecka.
– Inflacja jest elementem destabilizującym (…) choć obserwujemy poprawę w porównaniu z zeszłym rokiem (…) Ten problem pozostanie i będzie obciążał w dalszym ciągu rozwój gospodarczy – mówił Petros Papanikolaou.
Co podcięło polskiej gospodarce skrzydła i przesądzi o mogącej trwać wiele lat stagnacji połączonej z wysoką inflacją? Eliza Przeździecka wskazuje przede wszystkim na obniżający się udział inwestycji w środki trwałe w relacji do PKB i wzrost obciążeń podatkowych nałożonych od 2015 roku na przedsiębiorstwa. W 2022 roku udział nakładów brutto na środki trwałe wyniósł w Polsce 16,8 proc. PKB, gdy średnia dla Unii to ok. 22 proc. I jak na razie – dalej się obniża.
– Inwestycje w środki trwałe są w dłuższym okresie bardzo ważnym akceleratorem rozwoju przedsiębiorstw, przekładają się na wzrost gospodarczy. Wyniki za I i II kwartał wskazują, że zbliżamy się już do 16 proc. – powiedziała ekonomistka.
Rosnące podatki i brak rąk do pracy
Równocześnie od 2015 do 2022 roku w Polsce podatki bezpośrednie dla podmiotów gospodarczych wzrosły o 274 proc. – pokazują dane Deloitte.
– Jakie są powody awersji do inwestycji? Na pewno podatki dla podmiotów gospodarczych. Porównując obciążenia podatkowe zmiana w Polsce była jedną z najwyższych na świecie – mówiła Eliza Przeździecka.
Braki na rynku pracy były już od lat wskazywane przez przedsiębiorstwa jako jedna z głównych barier rozwojowych. Według szacunków Allianz populacja osób w wieku produkcyjnym zmniejszy się w Polsce z ok. 27 mln osób obecnie do 20 mln osób w 2050 roku.
– To bardzo ważna kwestia – powiedział Petros Papanikolaou.
Eliza Przeździecka zwraca także uwagę na inne bariery rozwoju – niedostosowanie umiejętności do potrzeb rynku pracy i bardzo silny wzrost wynagrodzeń, co pogłębia napięcia na tym rynku.
Oczekiwania wielu analityków są takie, że technologie cyfrowe mogą wspomóc (choć nie zastąpić) pracę i zmniejszyć napięcia w pewnych segmentach rynku, gdzie występują jej niedobory. Tymczasem jednak Polska w ostatnim Indeksie gospodarki i społeczeństwa cyfrowego (DESI) znalazła się na czwartym od końca miejscu w Unii z wynikiem 40,5 wobec średniej dla Unii 52,3. W ostatnim Global Innovation Index ONZ Polska jest na 38 miejscu, mało ambitnym jak na 21. największa gospodarkę świata.
Powody długoterminowej utraty konkurencyjności
Przez osiem ostatnich lat rządy PiS wspomagały transferami i podwyżkami płacy minimalnej popyt konsumpcyjny obniżając równocześnie finansowanie przez państwo podstawowych usług publicznych, w tym najważniejszych dla przyszłej konkurencyjności gospodarki, jak edukacja i ochrona zdrowia. Według wyliczeń Deloitte opartych na danych OECD, wydatki na służbę zdrowia w Polsce w latach 2014-2020 wzrosły z 6,28 do 6,49 proc. PKB, czyli o 0,29 punktu proc. PKB. Średnio w Unii wzrosły w tym okresie o 0,9 punktu proc. PKB, czyli ponad trzy razy więcej. W Rumunii wzrosły aż o 1,25 pp, choć w relacji do PKB pozostają nadal nieznacznie niższe niż w Polsce.
Jak to wygląda, jeśli wydatki na służbę zdrowia przeliczyć na osobę, w ujęciu zważonym parytetem siły nabywczej? W Polsce wzrosły z 1234 euro w 2014 roku do 1591 euro w 2020 roku, czyli o 29 proc. Ale w tym samym okresie w Rumunii wzrosły niemal dwukrotnie, a w Niemczech – o 28 proc. do 4830 euro.
– Jeśli spojrzymy na wydatki na służbę zdrowia jako procent PKB, tylko Rumunia jest krajem w Unii, z którym możemy się porównywać – mówiła Eliza Przeździecka.
– (W Polsce) są wyzwania powiązane z edukacją i zdrowiem. Trzeba uczynić wiele, żeby zwiększyć zrozumienie tych kwestii (…) Kwestie ochrony zdrowia są bardzo ważne dla poczucia bezpieczeństwa całej wspólnoty – mówił Petros Papanikolaou.
Nakłady kapitałowe i praca wspierane przez technologie składają się na produktywność. Według danych Allianz produktywność w Polsce i naszym regionie mocno wzrosła przez ostatnie lata, jednak zatrzymała się na poziomie ok. 68 proc. produktywności w państwach Zachodu.
– Mamy lukę jeśli chodzi o produktywność – powiedział Petros Papanikolaou.
Krajowy kapitał jest dewaluowany przez inflację, a nakłady na środki trwałe się obniżają. Pomimo pewnej poprawy odnotowanej przez indeks DESI, Polska zbyt wolno domyka lukę technologiczną i zbyt wolno nadrabia lukę w produktywności. Nakłady na edukację i ochronę zdrowia stawiają nas wśród najmniej rozwiniętych państw w Europie. W ten sposób kończy się polski „złoty wiek”.
Jacek Ramotowski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Interia.tv