Wzrost cen prądu spowodował, że boom na pompy ciepła się skończył. Z kolei gaz stał się tańszy, ale według prognoz za kilka lat może się to zmienić. Polacy są więc coraz bardziej zdezorientowani, bo nie wiedzą jaki rodzaj ogrzewania wybrać. Niektórzy mają prawo czuć się oszukani – przyznają eksperci.
Klienci są rzeczywiście zdezorientowani, coraz trudniej im ocenić, które źródło ciepła jest najlepsze – mówi nasz rozmówca (Adobe Stock, Stanisław Błachowicz)
Deweloperzy i osoby budujące własne domy mają dziś spory dylemat, jaki rodzaj ogrzewania wybrać. Do tej pory gazowe wydawało się racjonalnym rozwiązaniem w związku z odejściem od węgla. Gaz miał być w końcu paliwem przejściowym. Jednak po przegłosowaniu dyrektywy budynkowej okazało się, że po 2030 roku instalowanie pieców gazowych w nowych domach będzie zakazane.
W tym momencie pompy ciepła powinny być naturalnym wyborem, jednak doniesienia o „rachunkach grozy” za ogrzewanie zniechęciły do nich wiele osób.
Skutek jest taki, że Polacy nie wiedzą dziś, na jakie ogrzewanie się zdecydować. I trudno im się dziwić. W temacie jest więcej znaków zapytania niż jasnych odpowiedzi. Od 2023 roku w Polsce spada sprzedaż wszystkich urządzeń grzewczych: zarówno pieców na gaz i pellet, jak i pomp ciepła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: "Chów klatkowy" pod Warszawą. Nie zostawiają suchej nitki na inwestycji dewelopera
Problem mają osoby indywidualne i deweloperzy
– Klienci są rzeczywiście zdezorientowani, coraz trudniej im ocenić, które źródło ciepła jest dla nich najlepsze. Ludzi wystraszyły też informacje o możliwych podwyżkach za energię – przyznaje w rozmowie z money.pl handlowiec jednej z firm, która zajmuje się sprzedażą klimatyzatorów i pomp ciepła.
I problem ten nie w dotyczy tylko osób indywidualnych, ale i większych inwestorów.
– Planuję budowę osiedla domów pod Warszawą. Przygotowując się tej inwestycji, dowiedziałem się, że na przyłącze gazowe będę musiał czekać aż do 2028 roku. W tej sytuacji nie mam żadnego wyboru, będę musiał zdecydować się na ogrzewanie pompami ciepła, co podniesie koszt całej inwestycji – mówi w rozmowie z money.pl czytelnik, który jest lokalnym deweloperem.
Tymczasem Maciej Surówka, prezes Stowarzyszenia Certyfikatorów i Audytorów Energetycznych, nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości.
Nowe budynki, które są ogrzewane wyłącznie gazem, nie spełniają już obecnych norm – zaznacza.
Od 2021 r., zgodnie z polskim oraz unijnym prawem, wskaźnik EP (energia pierwotna – przyp. red) nie może przekroczyć dla nowych domów jednorodzinnych 70 kWh na mkw (przed 2021 r. było to 95 kWh na mkw). A to w praktyce oznacza, że jedynie dom z instalacją OZE, czyli fotowoltaiką i pompą ciepła, może zmieścić się w nowych wskaźnikach.
– Z tego powodu wiele osób indywidualnych, a także deweloperów może mieć teraz problem z odbiorami nowych budynków – mówi Maciej Surówka.
Według niego instalowanie pomp ciepła czy fotowoltaiki staje się więc powoli koniecznością. Mimo to widoczna jest niechęć do takich instalacji. Do tej sytuacji według niego w dużej mierze przyczynił się m.in. wysyp pomp ciepła niskiej jakości.
O sprawie piszemy w money.pl od dawna. Eksperci alarmują, że na rynku pojawiły się pompy ciepła, wyprodukowane głównie w Azji, które nie odpowiadają parametrom technicznym z opisu. To dlatego powstała lista zielonych urządzeń, na które można dostać dotacje.
„Ludzie czują się oszukani”
Janusz Starościk, prezes Stowarzyszenia Producentów i Importerów Urządzeń Grzewczych (SPIUG), przyznaje, że w przypadku nowych budynków, w których znajdują się instalacje gazowe, rzeczywiście jest problem w dostosowaniu ich do wymogów UE.
– W takim wypadku, aby spełnić nowe wymogi, rozwiązaniem jest układ hybrydowy. Piec gazowy jest montowany razem z instalacją OZE, na przykład kolektorami słonecznymi – wyjaśnia.
On też przyznaje, że na co dzień spotyka się z pytaniami zdezorientowanych klientów, którzy stoją przed dylematem, czym dziś ogrzewać domy.
Pamiętajmy, że ponad milion osób zawierzyło deklaracjom decydentów, którzy mówili o konieczności walki ze smogiem i wymienili kopciuchy na nowe piece gazowe. Co mają oni teraz zrobić? Ci ludzie czują się dziś oszukani – mówi nasz rozmówca.
Dodaje, że podobnie mogą czuć się osoby, które zainwestowały w pompy ciepła, a ich urządzenia okazały się wadliwe, ponieważ stali się ofiarami nieuczciwych handlowców.
Zobacz także:
Nabici w pompy ciepła. Oszuści wykorzystują rządowy program
Prezes SPIUG mówi, że nie należy zapominać, że podstawowym założeniem programu „Czyste Powietrze”, który zachęcał do wymiany starych pieców, była walka z zanieczyszczonym powietrzem.
– Odpowiedzią na to była fala wymiany kopciuchów na nowe piece gazowe, które mają zarazem zerową emisję cząstek stałych. W tej kwestii program „Czyste Powietrze” spełnił swoją rolę – ocenia nasz rozmówca.
Starościk przypomina jednak, że unijne wymogi dotyczą głównie zmiany paliwa, a nie samej technologii. Jego zdaniem użytkownicy pieców gazowych nie będą musieli wymieniać instalacji gazowej, jeśli będzie ona pozwalała na wykorzystanie domieszki biokomponentów, takich jak np. biometan. W świetle dyrektywy budynkowej takie urządzenia mają być traktowane równorzędnie do innych zasilanych paliwami odnawialnymi, w tym pomp ciepła.
Zobacz także:
Dyrektywa budynkowa. Rewolucja wchodzi do Polski. Ogromne zamieszanie. Wyjaśniamy
Po 2027 r. opłaty za emisje z budynków
Obecnie za instalacją pieca gazowego przemawiają kwestie finansowe. Z raportu Forum Energii wynika, że dziś inwestycja w pompę ciepła jest niemal dwukrotnie droższa (35,2 tys. zł) od instalacji kotła gazowego wraz z przyłączeniem instalacji gazowej (ok. 18,5 tys. zł). Zdaniem autorów tego dokumentu z tego powodu Polacy znajdują się dziś w pułapce gazowej.
Jednak już za trzy lata ten trend może się odwrócić i ogrzewanie węglem lub gazem przestanie się opłacać. Po 2027 r. mają bowiem obowiązywać opłaty za emisje z budynków, czyli tzw. ETS2. Od tego momentu wszystkie budynki mieszkalne zostaną objęte opłatami za każdą wyemitowaną tonę CO2.
Zobacz także:
Droższe paliwo i węgiel od 2027 r.? UE oprócz kija ma i marchewkę. Wartą 64 mld zł
Forum Energii jednocześnie przewiduje, że do 2030 r., wraz z rozwojem źródeł odnawialnych, hurtowe ceny energii elektrycznej powinny spaść do ok. 400 zł/MWh.
Za to koszt gazu będzie rósł ze względu na nadchodzące opłaty za emisje z tego źródła – przewiduje Tobiasz Adamczewski, autor raportu „Budynki w pułapce gazowej”.
„Pułapka elektroenergetyczna”
Janusz Starościk nie zgadza się z tą opinią. Jego zdaniem nie należy wierzyć w mit taniej energii, zwłaszcza że obok pułapki gazowej może grozić nam „pułapka elektroenergetyczna”. Co ma na myśli?
Szybki wzrost liczby urządzeń zasilanych energią elektryczną może skutkować nadmiernym przeciążeniem sieci elektroenergetycznej i w efekcie groźbą wyłączeń – wyjaśnia.
Jego zdaniem obecnie najlepszym sposobem dostosowania się do wymogów UE jest więc dywersyfikacja technologii.
Zobacz także:
Nadchodzi rewolucja w nieruchomościach. Nie wszyscy to udźwigną
Prezes SPIG wskazuje, że nie należy także zapominać o termomodernizacji starszych budynków. Według niego jest ona tak samo ważna jak wymiana ogrzewania, bo może to przynieść oszczędności w rachunkach. Warto to jednak robić stopniowo, bo nie każdego będzie stać na taki wydatek.
Przypomnijmy: z danych resortu rozwoju wynika, że obecnie ok. 160 tys. wielorodzinnych i 4 mln jednorodzinnych domów w Polsce wymaga już termomodernizacji. Często są to budynki, które powstawały w latach 90. i na początku XXI wieku. Dziś nie spełniają już norm.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl