Rząd nie planuje nowelizacji budżetu na ten rok, choć po uchwaleniu ustawy w styczniu takie sugestie zgłaszało wielu ekspertów, ekonomistów, a dochodziły one także z kręgów bliskich rządu. Dlaczego? Dochody z podatku VAT – choć gospodarka w I kwartale rosła słabiej od oczekiwań – napawają zarządzających finansami publicznymi umiarkowanym optymizmem.
/Arkadiusz Ziółek /East News
– Nie planujemy nowelizacji budżetu. Wykonanie dochodów z VAT za dwa miesiące było zadowalające i nie widzimy powodów do nowelizacji – powiedział podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach wiceminister finansów Jurand Drop.
Po styczniu i lutym dochody z podatków pośrednich wyniosły 16,7 proc. rocznego planu, co wskazuje, że na koniec roku rząd będzie mógł powiedzieć: „bingo”. Trochę gorzej było po marcu, miesiącu słabym dla gospodarki, bo plan dochodów z podatków pośrednich został wykonany tylko 23,4 proc. Tendencję na razie wyznaczają pierwsze dwa miesiące, a marzec mógł być tylko czasowym odstępstwem.
Reklama
Dlaczego od uchwalenia budżetu pojawiały się sugestie, że trzeba będzie go nowelizować? Rząd odziedziczył projekt budżetu po rządach PiS i miał zaledwie cztery dni na wprowadzenie zmian, bo w innym przypadku ryzykował przekroczenie konstytucyjnych terminów, a to dałoby prezydentowi okazję do rozwiązania Sejmu. Dlatego budżet PiS został zmieniony w niewielkim stopniu, a rząd wprowadził do niego m.in. podwyżki dla pracowników budżetówki oraz nauczycieli, których płace drastycznie pozostawały w tyle za inflacją, oraz kilka innych mniej kosztownych zobowiązań z kampanii wyborczej. To zwiększyło jednak deficyt.
Sprzątanie finansów publicznych dopiero się zaczęło
Ekonomiści mówili, że rząd, kiedy w faktycznym stanie finansów publicznych się rozezna, dokona nowelizacji. Również po to, żeby zmniejszyć deficyt oraz powściągnąć narastanie długu. Dochody budżetu mają wynieść w tym roku 682,38 mld zł, wydatki 866,38 mld zł, a deficyt 184 mld zł. Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych to 5,1 proc. PKB, podobnie jak w roku ubiegłym.
Ministerstwo Finansów przygotowało za to Białą Księgę polskich finansów publicznych za czasów rządów PiS, czyli w latach 2016-23. Okazało się, że np. rząd PiS nie zapisał w budżecie na 2024 rok licznych zobowiązań wynikających z ustaw. I tak np. pomoc dla uchodźców z Ukrainy miała finansowanie tylko do marca tego roku.
– Zaczęliśmy odkrywać, jakie rzeczy zostały zapomniane w okresie tworzenia budżetu. Na przykład zobowiązania, których nie ma w budżecie, jak pomoc dla uchodźców ukraińskich, która wygasała w końcu marca i trzeba było skądś wziąć 1,8 mld zł – ot tak – mówił Jurand Drop.
Na razie jednak rząd utrzymuje plan niezwiększania deficytu finansów publicznych w tym roku, ani nie zapowiada cięć wydatków. Z ogłoszonego tuż przez majowym weekendem „Wieloletnim Planu Finansowego Państwa” wynika, że pod koniec września, w odpowiedzi na zalecenia fiskalne Komisji Europejskiej przedstawi plan stopniowej stabilizacji finansów publicznych w ciągu najbliższych lat.
Będzie procedura nadmiernego deficytu?
Z WPFP wynika jedynie, że zamierza zmniejszać deficyt sektora publicznego średnio o 0,5 punktu procentowego PKB rocznie od przyszłego roku. Zadeklarował też rozpoczęcie od przyszłego roku konsolidacji fiskalnej, gdyż samo obniżanie deficytu nie uchroni państwa przed tym, że dług publiczny w 2026 roku przekroczy barierę 60 proc. PKB. Przypomnijmy, że scenariusze ostrzegawcze mówią, iż gdyby rząd kontynuował politykę fiskalną PiS i nie robił niczego, polski dług publiczny eksplodowałby do 80 proc. PKB pod koniec tej dekady. Na głębszą terapię finansów publicznych trzeba zaczekać do przyszłego roku i przyszłorocznego budżetu.
Czy plan obniżenia deficytu finansów publicznych o 0,5 punktu proc. rocznie uchroni Polskę przed wszczęciem przez Komisje Europejską procedury nadmiernego deficytu? Oczekiwania są takie, że KE może wskazać, które kraje zostają nią objęte w czerwcu, kiedy prześle rządom zalecenia fiskalne.
– Nie ma decyzji o procedurze nadmiernego deficytu. Jest kilka krajów, wobec których procedura może zostać wszczęta. Są pewne elementy w ustawodawstwie unijnym mogące uzasadnić deficyt powyżej 3 proc. PKB – powiedział Jurand Drop odmawiając spekulacji, czy KE podejmie wobec Polski taką decyzję, czy nie.
Gospodarka wciąż słaba. To szkodzi finansom publicznym
Deficyt powyżej 3 proc. PKB – według nowych zasad zarządzania gospodarczego w Unii – uzasadniają m.in. wydatki na zbrojenia, na pomoc uchodźcom i na współfinansowanie środków unijnych na inwestycje w zieloną transformację. Nieoficjalnie wiadomo, że gdyby policzyć te „wyłączenia” w sposób korzystny dla Polski, nasz deficyt zmieściłby się poniżej progu 3 proc. Ale czy KE policzy je w taki sposób? Wiadomo, że ostrzy sobie zęby na Francję i wolałaby uniknąć argumentów, że jedne kraje traktuje bardziej „przyjaźnie”, a Francji tak potraktować nie chce.
Co jeszcze może zaszkodzić rządowym planom stopniowej stabilizacji finansów publicznych przez najbliższe kilka lat? Gospodarka. Choć na progu tego roku wielu ekonomistów spodziewało się silnego odbicia, I kwartał przyniósł rozczarowanie. Zamiast skoku widać powolne wyczołgiwanie się ze stagnacji, w którą polską gospodarkę wepchnęły w ubiegłym roku na odchodnym rządy PiS. Rząd założył, że PKB w tym roku wzrośnie o 3,1 proc.
– Prognozy dla PKB w tym roku mogą być zbyt optymistyczne. Po słabym I kwartale może nie udać się dowieźć takiego wzrostu gospodarczego – powiedział Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku.
Niespodzianek można się spodziewać także ze strony inflacji, bo według rządowych założeń ma ona wynieść 5,2 proc. Nominalny PKB ma wzrosnąć w tym roku o 8,3 proc., a trzeba pamiętać, że dochody budżetu pochodzą z nominalnego PKB. Gdyby wzrost był słabszy ale inflacja wyższa, lub odwrotnie, finanse publiczne mają szansę dowieźć zaplanowany wynik. Co innego, gdyby wzrost był słabszy, a inflacja – niższa. Wykonanie budżetu bez ograniczenia wydatków byłoby wtedy trudne.
Jacek Ramotowski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL