Z okazji święta pracy pojawiły się głosy w sieci wzmożonych socjalistów, o tym jaka jest ona ważna. To ja przypomnę, co pisał o niej Adam Smith – nazywany Ojcem liberalizmu – w „Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”: „Roczna praca każdego narodu jest funduszem, który zaopatruje go we wszystkie rzeczy konieczne i przydatne w życiu”, a jego wysokość „zależy od umiejętności, sprawności i znawstwa, z jakim swą pracę zazwyczaj wykonywa i od stosunku liczby tych, którzy pracują użytecznie, do liczby tych, którzy tego nie czynią”. Z tego powodu socjaliści próbują twierdzić, że to oni są spadkobiercami Smitha, który musiał być socjalistą, bo dostrzegał wagę pracy.
/123RF/PICSEL
Co ciekawe, z drugiej strony są libertarianie (głównie ze Szkoły Austriackiej), którzy uważają, że Smith był… socjalistą, bo stworzył laborystyczną teorię wartości, którą przejął od niego Karol Marks.
Wrzucę więc do tej dyskusji swoje dwa grosze.
Liberałowie doceniają rolę pracy w gospodarce
Tak! Liberałowie od początku doceniali rolę pracy w gospodarce. Tworzyli przecież filozofię wymierzoną w zasady politycznego absolutyzmu i gospodarki feudalnej! Smith to dopuszczał nawet opodatkowanie czynszów z własności nieruchomości nieprzemysłowych „nieco ponad proporcjonalne” – czyli progresywnie (co jest kolejnym przyczynkiem do pouczania liberałów przez socjalistów, że powinni być zwolennikami progresji).
Reklama
W klasycznym ujęciu Smithowskim są trzy źródła bogactwa narodów: ziemia, kapitał i praca.
Tłumaczę to tak: ziemia pozostawiona odłogiem nie da żadnej wartości dodanej. Kapitał (za czasów Smitha rozumiany jako kapitał finansowy) pozostawiony „odłogiem” (odłożony w bieliźniarce, zakopany w ogródku, czy nawet zdeponowany w banku) nie da żadnej wartości dodanej. To człowiek swoją pracą (Marks uważał że tylko fizyczną – co było bzdurą i wykoślawieniem teorii Smitha – wykorzystując zasoby ziemi i kapitał (własny lub pożyczony z banku) tworzy wartość dodaną. Nie tylko machając łopatą, ale także myśląc. Na przykład o tym, gdzie kupić taniej i sprzedać drożej.
Prosta przyczyna, dla której ludzie tworzą dobrobyt
Istnieje bowiem prosta przyczyna, dla której ludzie tworzą dobrobyt – bo tylko ludzie potrafią dokonywać wymiany. Smith pisał, że nigdy nie widział psa, który z innym wymieniłby się kością! A to zdolność do wymiany prowadzi do specjalizacji pracy. A z kolei specjalizacja jest większa na terenach, na których mieszka więcej ludzi. Wszystko się więc kręci wokół ludzi.
Już Platon w „Państwie” przytoczył wielce interesującą konwersację pomiędzy Sokratesem i synami Aristona: Adejmantem i Glaukonem na temat zasad funkcjonowania gospodarki. To w tym właśnie dialogu znajdujemy opis narodzin podstawowych kategorii ekonomicznych – towaru i wymiany. Ustami Sokratesa Platon dowodził, że każda rzecz ma wartość nie tylko dla wytwórcy, ale także dla innych, którzy jej potrzebują, a zajmują się wytwarzaniem czegoś innego.
Każdy ma bowiem inne naturalne predyspozycje, które sprawiają, że lepiej robi jedne rzeczy niż inne. Nie ma więc powodów, aby wszystkie wytwarzał na własne potrzeby. Powinien skoncentrować się na tym, co robi najlepiej, a nadwyżkę tego co wyprodukuje wymieniać na inne potrzebne mu produkty, produkowane przez tych, którzy są z kolei sprawniejsi w ich wytwarzaniu od niego. W ten sposób, dzięki specjalizacji, powstanie więcej dóbr lepszego rodzaju.
Libertarianie krytykują Smitha
Libertarianie, którzy w swojej krytyce Smitha (na przykład Murray Rothbard) są bardziej zacięci od socjalistów, twierdzą, że teorię Smitha dyskwalifikuje to, że tłumaczy związki pomiędzy cenami rynkowymi, a właściwie nie tłumaczy determinantów cen rynkowych.
Zgoda. Carl Menger – Ojciec Szkoły Austriackiej – teorię Smitha uzupełni jak Einstein teorię Newtona. I jakoś współcześni fizycy nie dyskredytują Newtona. Przedstawiciele tak zwanych nauk społecznych – głównie normatywnych, czyli ekonomii i prawa – mają w sobie takie faszystowsko-bolszewickie przeświadczenie: „kto nie jest bezwzględnie z nami ten jest przeciw nam”.
Owszem, ceny danego dobra określane są nie tylko przez koszty produkcji. Austriacy mają rację, że wartość danego dobra jest zależna od jego użyteczności marginalnej. Decyduje o niej poziom satysfakcji, jaką człowiek odnosi ze skonsumowania ostatniej jednostki danego dobra.
Z drugiej jednak strony cenią oni bardziej kapitał od pracy. Upierają się przy tym twierdzeniu, choć od czasu powstania ich szkoły, kapitał przestał być kapitałem, jakim był za czasów Mengera. Nominały pieniężne (już nawet nie w formie papierowej tylko zapisów komputerowych) nie są dobrem występującym rzadziej od pracy i dlatego bardziej cennym. Tworzy się je łatwiej niż ludzi. Bez których ten wydrukowany kapitał nie da żadnej wartości dodanej.
Kapitał ludzki to słuszna nazwa
To nie zasoby ziemi i kapitału dają ludziom dobrobyt. Dobrobyt tworzą ludzie. Nie było w dziejach świata kraju, który osiągnąłby rozwój gospodarczy w okresie stagnacji (nie mówiąc już o zapaści) demograficznej. Nigdy w historii nie było „wzrostu bez kołysek”.
Dlatego to trzecie źródło bogactwa narodów – praca – nazywane jest obecnie, i słusznie, kapitałem ludzkim.
Tylko jedna uwaga na koniec: wartości dodanej nie tworzy „praca” w organizacjach pożytku publicznego, opłacana z pieniędzy podatników, polegająca na myśleniu o tym, jakie tu jeszcze podatki na nich nałożyć i jak regulować wymianę dóbr między nimi.
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opnie
Śródtytuły pochodzą od redakcji
***
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL