Nowa Lewica stoi obecnie przed być może najważniejszym testem od momentu powstania projektu w 2019 roku. Jeśli sytuacja z wyborów samorządowych powtórzy się w czerwcu, przyszłość całego bloku stanie pod znakiem zapytania.
Współprzewodniczący Nowej Lewicy Robert Biedroń i minister ds. równości Katarzyna Kotula.
W sobotę zarząd Nowej Lewicy podjął decyzję, że szefową sztabu w wyborach do PE będzie ministra ds. równości Katarzyna Kotula. Wcześniej liderzy Nowej Lewicy sygnalizowali, że będzie to Robert Biedroń. Wybór Kotuli jest odbierany jako znak, że Lewica wyciągnęła wnioski zarówno z wyniku wyborów samorządowych, jak i z przebiegu całej kampanii. Kotula po wyborach opublikowała wpis, który rozszedł się głośnym echem w partii. „Jak się przegrywa albo zdobywa niesatysfakcjonujący wynik to nie szuka się winnych w innych partiach, albo własnym elektoracie, tylko robi się diagnozę co robimy nie tak, koryguje kurs, wprowadza zmiany i walczy o lepszy wynik w następnych wyborach” – napisała.
Teraz będzie miała sama okazję, by wcielić swoje przesłanie w życie. W tym tygodniu Lewica – jak wynika z naszych informacji – ma przygotować listy wyborcze. Zaawansowane rozmowy już trwają. Wszystko wskazuje na to, że koalicja rządząca będzie szła podobnym szykiem – trzech komitetów – jak w wyborach samorządowych i parlamentarnych.
Lewica ma o czym myśleć
W 2019 roku Lewica po długiej nieobecności wróciła do Sejmu z wynikiem 12,56 proc. Przyczynił się do tego sukcesu sojusz trzech podmiotów – SLD, Wiosny i Razem oraz nacisk na opowieść o „trzech pokoleniach Lewicy”. Jednak w 2020 roku Robert Biedroń zdobył tylko 2,21 proc. głosów. W 2023 roku Lewica dostała 8,61 proc. W wyborach samorządowych wreszcie – chodzi o sejmiki – Lewica otrzymała 6,32 proc, co zostało uznane jako porażkę przy oczekiwaniach dobrego dwucyfrowego wyniku. Przed wyborami do Sejmu Lewica też zresztą deklarowała oficjalnie i nieoficjalnie, że liczy na mocny dwucyfrowy wynik. To wszystko najlepiej pokazuje, że Lewica ma o czym myśleć. A tego czasu jest bardzo mało, bo kampania do Parlamentu Europejskiego ruszyła. Po wyborach 9 czerwca i krótkim oddechu we wrześniu, a może już w wakacje ruszą spekulacje dotyczące wyborów prezydenckich, które odbędą się w przyszłym roku. Na jej korzyść przed czerwcowymi wyborami pracują niskie oczekiwania po kwietniowych wynikach. To może być grunt do odbicia.
Lewica i odzyskiwanie powagi
Problem, który pojawił się w tym roku, nie dotyczy nawet wyborczego wyniku, tematów kampanii, mobilizacji, układu list, działań sztabowych, komunikacji. O tym wszystkim w Lewicy toczą się dyskusje. Ale gdy Donald Tusk ogłosił na konferencji prasowej, że nie ma mowy o sejmikowej koalicji z Lewicą, to nie tylko pokazał jej jak jego zdaniem wygląda dziś polityka. Ale też sprawił, że Lewica straciła nieco powagi. Bo czy można mówić o wizerunku poważnej partii, której politycy w większości dowiedzieli się o tak fundamentalnej sprawie jak wyborczy sojusz z konferencji prasowej premiera? Brak powagi w polityce zabija, a Lewicę w dłuższej perspektywie może zredukować do części Koalicji Obywatelskiej.
Lewica ma atuty. Systematycznie może ogłaszać – i ogłasza – realizację kolejnych obietnic w rządzie dzięki np. pracy minister Agnieszki Dziemianowicz-Bąk czy samej Kotuli, czy wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego. Ma wyrazistych polityków i polityczki w Sejmie, którzy potrafią postawić na swoim. Ma sojusz z Partią Razem, w której są tak wyraziste postacie jak np. Paulina Matysiak. Jej posłowie i posłanki zajmują się wieloma tematami. Ale bez odróżniania się od Koalicji Obywatelskiej – tak jak to robi posłanka Matysiak w sprawie CPK czy Razem ogólnie w sprawie mieszkań na przykład – Nowa Lewica nie utworzy własnej tożsamości w rządzie i koalicji.
W sprawach światopoglądowych KO zbyt blisko jest do Lewicy (to zamysł samej KO zresztą), by takie odróżnienie było możliwe. Trzeba więc Lewicy szukać innych pól, jak prawa pracownicze, szeroko rozumiane państwo dobrobytu czy rozwój Polski. Parafrazując tytuł znanej książki, Lewica musi obudzić w sobie olbrzyma. Inaczej może nie przetrwać jako samodzielny byt. Trzeciej drogi nie ma.