Grupa Azoty ma 10 mld zł długu i 3 mln zł strat za poprzedni rok. Według obecnego zarządu sytuacja jest bardzo trudna i firma będzie potrzebowała kilku lat, aby podnieść się po rządach PiS. Trwają rozmowy z wierzycielami i związkami zawodowymi – podało TOK FM.
Według Adama Leszkiewicza, prezesa Grupy Azoty, z którym rozmawiało TOK FM, sytuacja w zakładzie jest bardzo trudna – zarówno w całej grupie, jak i w samych Puławach.
– Trzeba wdrożyć plan naprawczy i od kilku tygodni to robimy – mówi Adam Leszkiewicz. – Na razie porozumienia z wierzycielami, w których firma jest zadłużona, są podpisane do 11 października 2024 roku.
Nie będzie dodatków i premii?
Okazuje się, że Azoty powołały zespół, który pracuje nad optymalizacją kosztów w obszarze wynagrodzeń, a także analizuje układy zbiorowe w poszczególnych spółkach. Według prezesa spółki część zapisów trzeba będzie zlikwidować, a niektóre, jak dodatki do pensji czy premie, zawiesić. Nie można też wykluczyć zwolnień grupowych.
– Z jednej strony wszystkie opcje są na stole, ale z drugiej patrzymy na wskaźniki zatrudnienia. Widzimy, że na części instalacji w naszych zakładach mamy minimalne liczby pracowników i takie proste cięcie nie jest możliwe. Naszą intencją jest uratowanie jak największej liczby miejsc pracy, bo zakłady chemiczne potrzebują tych osób – powiedział TOK FM Adam Leszkiewicz. – W najbliższych dniach zwolnień nie przewidujemy. Zastrzegam jednak, że w związku z sytuacją finansową, w której jesteśmy jako Grupa Azoty, musimy brać pod uwagę wszystkie opcje.
Audyty potrwają kilka miesięcy
Jak twierdzi prezes Grupy Azoty, obecnie celem numer jeden jest podpisanie długoterminowego porozumienia z wierzycielami. Zmniejszono też liczbę stanowisk dyrektorskich. Trwają również szczegółowe audyty. Sprawdzane są zarówno duże inwestycje, jak i wydatki sponsoringowe, których było dużo. Kontrole te potrwają jeszcze kilka miesięcy.