W najbliższych latach znacząco wzrośnie liczba emerytów. Dla ZUS-u oznacza to wzrost wydatków, a dzisiejsi 40-latkowie (oraz młodsze roczniki) muszą przyzwyczajać się do myśli, że ich świadczenia będą wyliczane w oparciu o mniej korzystne zasady niż emerytury obecnie wypłacane.
Najbardziej pesymistyczny scenariusz zakłada, że do roku 2028 w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, który jest odpowiedzialny za wypłatę emerytur, może zabraknąć nawet 124 mld zł (w 2024 roku deficyt jest szacowany na 80,5 mld zł) – informuje dziennik „Fakt”.
ZUS nie zbankrutuje, ale emerytury i tak będą coraz niższe
Rosnące wydatki to skutek wchodzenia do systemu coraz większej liczby emerytów z lat powojennego wyżu. W ciągu najbliższych czterech lat liczba emerytów uprawnionych do świadczeń może wzrosnąć o 300 tysięcy. Nie należy wierzyć popularnym ostrzeżeniom, że ZUS może zbankrutować. To się nie stanie, środki na funkcjonowanie otrzymuje z budżetu państwa. Ta kroplówka się nie wyczerpie, co nie znaczy, że problemu nie ma. Jest, bo po pierwsze, trzeba do systemu dosypywać pieniądze (a łożymy na to wszyscy w formie podatków), a po drugie – świadczenia emerytalne będą coraz niższe.
Była już prezes ZUS prof. Gertruda Uścińska przypomniała podczas debaty zorganizowanej przez dziennik „Rzeczpospolita”, że obecnie emerytury są wyliczane według starego systemu, który uwzględnia kapitał początkowy, co jest korzystne dla seniorów. Tak będzie mniej więcej do 2039 roku. Później dominować będą emerytury wyliczane według nowych zasad. „Zgodnie z nimi przyszli emeryci otrzymają tylko tyle, ile wpłacili na składki. Jeżeli więc pracują na umowach o dzieło lub zlecenie, od których składki nie są pobierane, nie będzie im to wliczane do emerytury” – czytamy w Fakcie.
Połowa młodych może dostawać minimalną emeryturę
Dziennik dotarł do najnowszych wyliczeń ZUS, które zostały przygotowane dla Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jeszcze za czasów rządu Mateusza Morawieckiego. Wynika z nich, że dzisiejsi 30, 40-latkowie otrzymają bardzo niskie świadczenia. Np. 40-letni mężczyzna z minimalną pensją może liczyć tylko na najniższą emeryturę (obecnie to 1588 zł brutto).
Jeśli natomiast 40-letnia kobieta miałaby otrzymywać najniższe świadczenie, jej pensja – przez cały okres zawodowy – powinna wynosić równowartość dzisiejszych 5 tys. zł brutto. Biorąc pod uwagę, że mediana wynagrodzeń wynosi obecnie 6 tys. zł brutto, to należy zakładać, że połowa populacji będzie mogła liczyć na emeryturę minimalną (obecnie wynosi ona 1500 zł brutto, z każdym rokiem idzie w górę, niemniej to nadal będzie minimum).
Młodzi ludzie nie wierzą w złe prognozy emerytalne
Tego rodzaju dane powinny otrzeźwić wszystkich, którzy uważają, że „jakoś to będzie”. Kilka miesięcy temu pisaliśmy, żez badania wykonanego na zlecenie Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych (IGTE) wynika, że połowa osób w wieku 18-30 lat zakłada, że kiedy przejdą na emeryturę, będą dostawać świadczenie w wysokości co najmniej 68 proc. ich ostatniej pensji. Aż jedna trzecia młodych oczekuje, że będą dostawać taką emeryturę, jak ich ostatnie wynagrodzenie.
Musimy się jednak przygotować na twarde lądowanie. Stopa zastąpienia, czyli relacja wysokości emerytury do wysokości naszej ostatniej pensji, wynosić będzie bliżej 25 proc. Obecnie jest to 54 proc.
87 proc. Polaków w wieku 18-30 lat spodziewa się, że ta prognoza jest niedoszacowana. Co dziesiąty młody Polak oczekuje, że emerytura pozwoli mu zrealizować zarówno podstawowe potrzeby, jak i zabezpieczyć dodatkowe wydatki. Cztery procent badanych oczekuje, że będzie miało tak wysoką emeryturę, że da się z niej jeszcze odkładać oszczędności. Z drugiej strony aż 84 proc. uważa, że przyszła emerytura pozwoli najwyżej na zaspokojenie podstawowych potrzeb albo nie wystarczy nawet na to. Wyniki badania są wewnętrznie sprzeczne, ale mogą dowodzić, że młodzi ludzie jeszcze niewiele wiedzą o emeryturze i traktują ją jako bardzo odległy moment życia.
Od czego zależy wysokość emerytury?
Wysokość przyszłej emerytury zależy od kwoty zwaloryzowanych składek na koncie ubezpieczonego, zwaloryzowanego kapitału początkowego, środków zapisanych na subkoncie oraz średniego dalszego trwania życia. Im wcześniej pracownik zacznie odprowadzać składki emerytalne, tym lepiej dla wysokości przyszłej emerytury. Dlatego właśnie umowy cywilnoprawne są pułapką: mogą przekładać się na wyższą pensję teraz, ale praktycznie nie zostawiają śladu na koncie emerytalnym.
Warto w tym miejscu przypomnieć interesującą rozmowę, jaką dziennikarz Wirtualnej Polski przeprowadził z drem Tomaszem Lasockim z wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Zapytał go, na jaką emeryturę on, jako statystyczny 40-latek, może liczyć. Odpowiedzi mogą wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej optymistycznie nastawioną wobec przyszłości osobę.
Emerytury w Polsce. Rodzice 40-latków grali na innych zasadach
Dr Lasocki zaczął od tego, że w przypadku 40-latka „połowa kart jest już rozdana”. Wiele dla ostatecznego rozrachunku zależy od tego, jak go „potraktował rynek” w pierwszych latach aktywności zawodowej.
– Jeśli jako student pracował pan na zlecenie, a zakładam, że tak, to ma pan 5 lat nieskładkowych, które liczą się wyłącznie do tego, by dostać minimalną emeryturę. Jeśli pański ojciec skończył studia, to zwiększył w ten sposób emeryturę o 3,5 proc. Zupełnie zmieniły się zasady gry. W starym systemie wystarczyło pokazać 10 lat dobrej pracy, by ustalić wysokość emerytury. W nowym systemie nie jest wybaczona ani jedna składka – powiedział. – Przez 25 lat się tego nie nauczyliśmy i to nie dotarło do naszej świadomości.