Poseł Michał Kołodziejczyk wystąpił w imieniu klientów, którzy nie przyjrzeli się cenie produktu i źle zinterpretowali zawarte na tzw. cenówce informacje. Pyta, czy ministerstwo zamierza zająć się tą sprawą.
Wielu z nas zdarzyło się kupić jakiś produkt, bo cena na tzw. cenówce, czyli etykiecie znajdującej się na półce, wydała się wyjątkowo atrakcyjna. Dopiero po przeczytaniu paragonu zdaliśmy sobie sprawę, że w rzeczywistości zapłaciliśmy więcej – a to dlatego, że spojrzeliśmy na cenę obowiązującą przy zakupie większej liczby towarów danego typu.
Michał Kołodziejczak. Niejasne informacje na wtykietach
To celowe zagranie sieci handlowych: cenę produktu umieszczają wśród innych informacji – o terminach obowiązywania promocji, kilku wariantach ceny w zależności od liczby kupionych produktów, innej ceny za aktywowanie kuponów w aplikacji…
Nowy poseł Michał Kołodziejczak chciałby zawalczyć z tą praktyką.
„Coraz częściej stosowane są praktyki polegające na umieszczaniu na produktach nawet trzech cen. Na jednej cenówce możemy znaleźć cenę obowiązującą przy zakupie jednej sztuki produktu, cenę obowiązującą przy zakupie dwóch sztuk, cenę obowiązującą posiadaczy wskazanej aplikacji czy cenę za np. 100 g produktu. W praktyce cena za jedną sztukę produktu na etykiecie często znajduje swoje miejsce w jej rogu, a pisana jest znacznie mniejszą czcionką” – napisał w interpelacji skierowanej do ministra rozwoju i technologii.
Nowy poseł poprosił ministra o zaprezentowanie stanowiska Rady Ministrów w kwestii stosowania przez sklepy spożywcze opisanych wyżej praktyk. Zapytał także, czy minister będzie rekomendował Radzie Ministrów zmiany ustawowe mające na celu wyeliminowanie tego rodzaju wprowadzających w błąd praktyk.