Czy Gagauzja będzie drugim Naddniestrzem?

Gagauzowie boją się przede wszystkim zbliżenia Mołdawii z Rumunią. To główna przyczyna ich antyeuropejskiego sentymentu i sympatii wobec Moskwy.
Czy Gagauzja będzie drugim Naddniestrzem? - INFBusiness

Maia Sandu

Foto: AFP

Zwycięstwo w drugiej turze mołdawskich wyborów urzędującej, wspieranej przez ugrupowania proeuropejskie prezydent Mai Sandu, nad promowanym przez siły prorosyjskie byłym prokuratorem generalnym Alexandrem Stoianoglo, wraz z wygranym przez zwolenników integracji referendum – to mocne sygnały na temat przyszłości Mołdawii i cios w plany polityczne Kremla. Mimo, że przewaga Sandu w drugiej turze wyborów to ledwie kilka punktów procentowych, a w przypadku referendum zadecydowały dziesiętne części procenta, sukces proeuropejskich sił w Kiszyniowie jest wyraźny i dla Mołdawian historyczny. Patrząc na te wyniki trzeba bowiem wziąć pod uwagę niezwykłą presję, jaką wywierała na głosujących Moskwa i znaczny poziom jej ingerencji w wybory. Była to nie tylko masowa akcja w Internecie, cyberataki, czy mobilizowanie tradycyjnie prorosyjskich środowisk (Gagauzi), ale również kupowanie głosów, potwierdzone przez obserwatorów, nielegalne dowożenie głosujących do komisji czy fałszywe alarmy bombowe w lokalach wyborczych w Europie. Stronnicy integracji z Unią wygrali więc w warunkach nierównej kampanii i konfrontacyjnego procesu wyborczego.

Czemu Gagauzja sympatyzuje z Moskwą?

Przy okazji wyborów pojawiły się pytania, czy proeuropejski kurs Kiszyniowa nie zaogni sytuacji w regionie i nie wyzwoli antydemokratycznego fermentu w konsekwentnie prorosyjskiej Gagauzji. Miałby o tym świadczyć wyjątkowo wysoki wskaźnik głosów Gagauzów (95 proc.) w październikowym referendum przeciw akcesji Mołdawii do Unii. To groźne nastroje, które – wedle obaw niektórych – mogą się skończyć scenariuszem podobnym do tego, który w grudniu 1990 roku doprowadził do powstania separatystycznej republiki Naddniestrza. Oczywiście nie da się takiej możliwości wykluczyć; Moskwa zrobi wiele, by zatrzymać Mołdawię na ścieżce integracji europejskiej, tyle że przeciwko takiemu scenariuszowi przemawiają zarówno argumenty historyczne, jak i znacznie bardziej współczesne. Najważniejszy jest jeden. Naddniestrze w dobie secesji było miejscem stacjonowania sowieckiej XIV armii. Kilku tysięcy zawodowych sowieckich żołnierzy i ich rodzin oraz licznej obsługi kompleksu militarnego. To ta grupa zbuntowała się przeciw decyzji Kiszyniowa o wyjściu ze struktur ZSRR i swojej decyzji broniła w 1992 roku z bronią w ręku. W kwestii prorosyjskiego kursu Naddniestrza w ciągu 30 lat niewiele się zmieniło, w Tyraspolu wciąż stacjonuje wojsko rosyjskie, a lokalne – do szpiku kości mafijne – struktury władzy do dziś są ekspozyturą Kremla.

Czy Gagauzję stać na bunt?

Bez wątpienia w najlepszym interesie Moskwy jest rozciągniecie tego status quo na terytorium całej Mołdawii. Czy jest to możliwe w samej Gagauzji? Raczej nie. Przede wszystkim dysponująca faktyczną autonomią Gagauzja jest – nawet w porównaniu z Naddniestrzem – mikroorganizmem politycznym. To zaledwie 5 proc. populacji 2,5 milionowej Mołdawii i 4,5 proc. jej terytorium. Co więcej, jest to teren częściowo rozproszony, skupiony wokół ledwie trzech większych miast (największy Komrat liczy ledwie 25 tys. mieszkańców) i kilkudziesięciu wsi. Nie stacjonują w Gagauzji żadne niezależne od Kiszyniowa siły wojskowe czy policyjne, a cały region podlega centralnej administracji. Także gospodarczo Gagauzja jest w pełni zależna od reszty kraju, a jedyny większy zakład przemysłowy – zakłady winiarskie w Komracie – są w stu procentach uzależnione od sprzedaży swojej produkcji poza Gagauzją. Sami Gagauzowie to prawosławna ludność pochodzenia tureckiego, którą łączy z Rosją (prócz emigracji ekonomicznej) głównie cerkiew. Do niedawna tym łącznikiem był również język, ale od polowy lat 90 Gagauzowie powoli powracają do kultury i mowy tureckiej. Są stanowczymi przeciwnikami idei bliższego związku czy zjednoczenia Mołdawii z Rumunią. Ta wizja utraty przez Mołdawię odrębnej państwowości jest najważniejszą z przyczyn anty-integracyjnego sentymentu Gagauzów. Integrację europejską postrzegają jako ryzyko dominacji żywiołu rumuńskiego będącego – w ich pojęciu – groźbą utraty tożsamości etnicznej i autonomii politycznej Gagauzów. Jeszcze w 2014 roku, ówczesny „baszkan”, czyli gubernator Gagauzji, Michaił Formuzał mówił w wywiadzie dla Rzeczpospolitej, że: „jeśli miałoby dojść do zjednoczenia z Rumunią, Gagauzowie wyjmą schowane pod podłogami w domach kałasznikowy”.

Moskwa zrobi wiele, by zatrzymać Mołdawię na ścieżce integracji europejskiej, tyle że przeciwko takiemu scenariuszowi przemawiają zarówno argumenty historyczne, jak i znacznie bardziej współczesne

Gagauzja boi się zbliżenia Mołdawii z Rumunią

Właśnie dlatego każdy alians Kiszyniowa z Bukaresztem jest tak ryzykowny dla kruchej, politycznej stabilności Mołdawii, a mówienie o większym zbliżeniu jest wręcz tematem tabu. Moskwa – rzecz jasna – sekunduje lokalnym separatyzmom i próbuje zaognić sytuację. Tylko bowiem w takiej atmosferze może zmobilizować lokalne siły antydemokratyczne do kontrakcji i wszczęcia procesu wprowadzania Mołdawii na ścieżkę wiodącą do Ruskiego Miru. W dzisiejszej Europie jest to jednak trudne. Zwłaszcza wobec wojny w Ukrainie, która jak wszędzie – tak i w Mołdawii – zwiększyła polaryzację. Choć więc Mołdawia Rosję kusi – to sami Mołdawianie w referendum i wyborach prezydenckich – pokazali, że wybierają ścieżkę europejską. Przed nimi jeszcze jedno kryterium. Przyszłoroczne wybory parlamentarne, podczas których znów  zderzą się siły proeuropejskie z prokremlowskimi. Dla Rosji będą ostatnią (na razie) szansą wpłynięcia na lokalną politykę. Zapowiada się wiec kolejna brutalna konfrontacja wyborcza.

Źródło

No votes yet.
Please wait…
No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *