Niedawno wybrany prezydent Argentyny Javier Milei zapowiedział szereg zmian w prawie, które mają „uzdrowić gospodarkę” pogrążoną od lat w kryzysie. Jednak nie wszyscy chcą się zgodzić przeprowadzenie reform. Jak informują argentyńskie media, społeczeństwo jest podzielone w tej sprawie, a przeciwnicy nowego przywódcy kraju szykują się do protestów.
/JUAN MABROMATA /AFP
Społeczeństwo argentyńskie jest podzielone w ocenie zorganizowanego we wtorek przez Generalną Konfederację Pracy (CGT) pierwszego strajku generalnego przeciwko radykalnym reformom społeczno-gospodarczym, do których wdrażania przystępuje nowy rząd prezydenta Javiera Mileia. Przypomnijmy, że objął on władzę 45 dni temu, obiecując w czasie kampanii wydobycie kraju z głębokiego kryzysu gospodarczego.
Reformy gospodarcze będą musiały poczekać? Zapowiedziano pierwsze protesty w Argentynie
Celem strajku było zmobilizowanie Argentyńczyków zmęczonych hiperinflacją, która bezpośrednio doprowadziła do upadku rządu neoperonistowskiej lewicy, przeciwko wprowadzanym przez nowego prezydenta radykalnym przeobrażeniom i zmianom w argentyńskim ustawodawstwie, zwłaszcza ustawodawstwie pracy. Między innymi przeciwko prezydenckiemu megadekretowi w sprawie „pilnie potrzebnych reform” wprowadzającemu m.in. zmiany w 534 artykułach konstytucji.
Reklama
Sam prezydent Milei wysyłając swój projekt do Kongresu określił proponowane zmiany ustawodawcze jako „najambitniejsze od 40 lat” i „nieodzowne aby Argentyna znów stała się światową potęgą”. Natomiast związki zawodowe, które organizowały wtorkowe demonstracje przeciwko „libertariańskiemu programowi prezydenta Mileia” są przeciwne znacznej części proponowanych przez niego neoliberalnych reform.
Argentyńskie media znacznie różnią się między sobą w ocenie znaczenia strajku generalnego, jednak przeważa opinia, że zmęczone hiperinflacją społeczeństwo argentyńskie jest głęboko podzielone w ocenie sytuacji.
Patricia Bullrich, szefowa resortu bezpieczeństwa w gabinecie prezydenta Mileia, zapewnia, że w strajku wzięło udział „zaledwie 40 tys. osób, to jest 0,19 proc. pracujących Argentyny”. A według Federacji Handlu i Przemysłu Miasta Buenos Aires (Fecoba), strajk objął niespełna 4 proc. sieci handlowej argentyńskiej stolicy.
W komentarzach latynoamerykańskich mediów na temat ultraradykalnych reform zawartych w programie prezydenta, powtarza się opinia, że o przyszłości rządu i samego kraju zdecyduje to, czy uda się gabinetowi Mileia opanować najwyższą na świecie inflację. Ta według ostatnich danych wzrosła do 211,4 proc. w relacji rocznej, do czego przyczyniła się m.in. dewaluacja kursu peso, zarządzoną przez tamtejszy rząd.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL